Katolik statystyczny

Komentarzy: 4

Andrzej Macura Andrzej Macura

publikacja 26.07.2009 13:10

Jak sprawić, by chrześcijaństwo zyskało na powrót należne mu miejsce w cywilizacji współczesnej Europy? Samym księżom to się nie uda.

W statystykach wypadamy nieźle. „Polakom może się udać przyjęcie nowoczesności bez utraty religii” – twierdzi pastoralista i emerytowany dziekan wydziału teologicznego na Uniwersytecie Wiedeńskim, ks. prof. Paul Zulehner. Jednocześnie niejeden polski duszpasterz uważa, że to optymizm nieco na wyrost. „Przecież widzę, jak w całym dekanacie coraz mniej ludzi przystępuje przed Wielkanocą do spowiedzi” – twierdzi znajomy ksiądz. Ja też widzę, jak z roku na rok przybywa pustych miejsc w ławkach podczas niedzielnej Mszy. Kto ma rację? W którą stronę zmierzamy?

 
Bałbym się zbytniego optymizmu. Uważne  wczytanie się w wydawałoby się optymistyczne statystyki daje powody do niepokoju. Choćby dlatego, że dla wielu młodych wiara w Chrystusa nie jest już specjalnie ważna. Jeszcze bardziej niepokojący wydaje mi się jednak model polskiej religijności. I nie chodzi tylko o prosty brak przełożenia wyznawanych poglądów na życie. Bardziej o nieporadność, jaką widać wśród katolików świeckich.
 
Świeccy rzadko przejmują inicjatywę. Podstawowym sposobem patrzenia przez nich na różne inicjatywy duszpasterskie – zwłaszcza na parafialne wspólnoty czy ruchy – jest pytanie o to, co mogą mi dać. Brakuje postawy odwrotnej: co ja mogę dać tym wspólnotom, czym mogę je ubogacić. Czy to tylko obawa przed marginalizowaniem kapłanów?
 
Ich w Kościele nikt nie zastąpi. W sprawowaniu Eucharystii, spowiadaniu czy nauczaniu z kościelnej ambony. Problem w tym, że przyzwyczajeni do inicjatywy duszpasterzy, sami nie potrafimy ich podejmować w środowiskach, do których kapłan nie trafi. A tam są one najbardziej potrzebne. Nie chodzi o rzeczy wielkie. Wystarczyłoby proste świadectwo: przyznawanie się w towarzystwie do tego, że się chodzi do Kościoła czy upomnienie się o taką możliwość podczas wycieczki. Smuci mnie, gdy katolicy boją się powiedzieć choćby tylko słowo w obronie chrześcijańskich zasad moralnych, a wszystkie pomysły niemoralnych zmian w prawie traktują jak dopust Boży, na który trzeba się zgodzić. Odwagi nie brakuje im tylko wśród swoich. Tam można ponarzekać na złe czasy, złych ludzi i od czasu do czasu rzucić jakąś obelgę pod adresem inaczej myślących. Przecież tak nikogo do Chrystusa się nie przyciągnie.
 
Zdaniem ks. prof. Zulehnera ważne miejsce w reewangelizacji Europy będą mieli świeccy, którzy z chrześcijańskich korzeni czerpać będą inspirację do aktywnego działania we wszystkich dziedzinach życia, od polityki przez gospodarkę do mediów. Czy my, świeccy, jesteśmy na to gotowi?
Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama