Streetworker nie może mieć wygórowanych celów; sukcesem jest już to, że dziecko przychodzi na nasze zajęcia - podkreśla Monika Cieślar z bytomskiej Grupy Pedagogów Ulicy UNO. Dodała, że na efekty tej pracy czeka się latami.
Streetworking jest specyficznym rodzajem pracy z osobami wykluczonymi społecznie, który polega na pracy w ich środowisku: miejscu zamieszkania, na ulicy, na podwórkach.
Zadaniem pedagoga ulicy jest m.in. pokazanie dzieciom i młodzieży perspektyw na inne życie, w którym człowiek sam może wybrać, kim chce być. "Nadrzędnym celem streetworkera jest wzmocnienie poczucia własnej wartości, przywrócenie wiary w siebie i wiary w to, że dzieci mogą osiągnąć coś więcej niż do tej pory" - wyjaśniła Cieślar.
W jej ocenie, choć "wszyscy mamy podobne potrzeby - bezpieczeństwa, miłości, akceptacji", to z powodu rodzinnych, kulturowych czy społecznych uwarunkowań strategie, jakich używa do ich zaspokojenia są różne.
Dlatego jej zdaniem nie należy krytykować czy niechętnie spoglądać na wybory i życie młodych podopiecznych grupy, a starać się znaleźć ich przyczynę. Temu m.in. służą regularne spotkania z dziećmi w kilkuosobowych grupach, które UNO od sześciu lat prowadzi w bytomskiej dzielnicy Bobrek - niegdyś, w czasie industrialnym, tętniącą życiem, dziś jedną z biedniejszych.
"Nasi podopieczni są bardzo twórczy, mają potencjał, radzą sobie w sytuacjach, w których niejeden z nas nie dałby sobie rady. Często pochodzą jednak z rodzin dysfunkcyjnych, gdzie panuje przemoc, alkoholizm, bieda, złe warunki mieszkaniowe, niski poziom higieny, dlatego nie mają odniesienia i nie wiedzą, że można inaczej żyć" - podkreśliła Cieślar.
Powołując się na swe wieloletnie doświadczenie pedagog wskazała też, że streetworker nie powinien stawiać sobie zbyt wygórowanych celów. "Na efekty tego typu pracy czeka się latami, jeśli w ogóle" - powiedziała streetworkerka.
Tak więc osiągnięciem dla pedagogów ulicy jest m.in. to, że dziecko chce przyjść na ich zajęcia. "Sukcesem będzie też, że ktoś poszedł do szkoły, a nie na wagary, że ktoś nauczył się być punktualnym, dotrzymał słowa, zmienił swoje słownictwo; że za złe zachowanie nie wyrzucą grupy z kina czy kawiarni albo że grupa nie zrobi podczas wycieczki jakiś głupstw" - powiedziała Cieślar.
Jednym z obserwowanych przez nią rezultatów sześcioletniej obecności grupy UNO w Bytomiu jest m.in. zaufanie mieszkańców do pedagogów, co stanowi podstawę ich pracy. "Dzieci też nam ufają, mają nawet odwagę powierzyć nam swoje tajemnice" - dodała.
Cieślar ubolewa jednak, że streetworker nie potrafi wpływać na wszystko. "Nie zmienimy rodzin tych dzieci, ich sytuacji materialnej, nie zmienimy ich relacji w domu, nie sprawimy, że nie będzie już tam przemocy, że tata wróci, a mama przestanie brać narkotyki czy się prostytuować przy dziecku. Oczywiście są to skrajne przypadki, ale z takimi też się niestety spotykamy" - powiedziała pedagog.
Grupa Pedagogów Ulicy UNO działa w Bytomiu (Śląskie) od 2010 r. Sztandarowym jej projektem jest tzw. Mobilna Szkoła, czyli otwarte zajęcia prowadzone na podwórkach w dzielnicach Bobrek i Rozbark, dzięki którym dzieci się uczą poprzez zabawę.
"Co ciekawe, u nas dzieci ciągle są jeszcze obecne na podwórkach, chętnie się tam bawią, czasem rozrabiają, ale mają interakcję ze sobą. W większych miastach podwórka często świecą pustkami" - oceniła Cieślar.
Dodała, że rocznie Mobilną Szkołę odwiedza łącznie kilkaset, a nawet kilka tysięcy dzieci. Jej zdaniem wynika to m.in. z dużego zapotrzebowania na miejsca, gdzie dzieci mogą po szkole spędzić swój czas, ponieważ "bytomskie świetlice pękają w szwach".
Pedagodzy prowadzą także regularne zajęcia dla kilkuosobowej grupy dzieci w wieku 11-15 lat.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.