Polscy specjaliści mogą być obserwatorami ekshumacji ofiar NKWD, zamordowanych w 1941 roku w więzieniu w Łucku na zachodniej Ukrainie - powiedział w poniedziałek PAP Swiatosław Szeremeta, sekretarz ukraińskiej Państwowej Komisji Międzyresortowej do spraw Wojen i Represji Politycznych.
"Zgadzamy się na to. Polscy eksperci mogą przyjechać do Łucka już dziś" - oświadczył w rozmowie telefonicznej.
Szeremeta poinformował, iż przekazał tę wiadomość swemu odpowiednikowi w Polsce, sekretarzowi Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa (ROPWiM) Andrzejowi Przewoźnikowi.
"Pismo w tej sprawie przesłałem do Warszawy faksem o godzinie 14 (godz. 13 czasu polskiego)" - powiedział. O decyzji dopuszczającej polskich specjalistów do udziału w ekshumacjach w Łucku ukraińska komisja międzyresortowa poinformowała także ambasadę RP w Kijowie oraz ambasadę Ukrainy w Warszawie.
Szeremeta zaznaczył, iż w liście do Przewoźnika zwrócił się o udostępnienie stronie ukraińskiej dokumentów dotyczących zbrodni NKWD w Łucku, którymi dysponuje ROPWiM. "Nie mamy wystarczających informacji na temat liczby Polaków zamordowanych w tym więzieniu" - zaznaczył.
Według niego zarzuty, że Ukraińcy nie powiadomili Polaków o planowanych pracach, są w tej sytuacji bezpodstawne. "Nie dysponujemy żadnymi danymi, że mogło tu zginąć - jak podaje się w Polsce - od 500 do 1000 Polaków" - podkreślił.
Prace ekshumacyjne w Łucku rozpoczną się najprawdopodobniej we wtorek. W poniedziałek do miasta przybyli specjaliści ze Lwowa, którzy w pierwszej kolejności zbadają grunt na dziedzińcu byłego więzienia.
Ofiary NKWD pochowane są właśnie tam. We wtorek na dziedziniec powinny wjechać koparki, które zaczną zrywać nawierzchnię. Następnym etapem będą już poszukiwania szczątków.
Szacuje się, że w 1941 roku, uciekając przed nacierającymi Niemcami, NKWD rozstrzelało w łuckim więzieniu 2-4 tys. osób. Większość pomordowanych to Ukraińcy. Zdaniem strony polskiej pozostali - 500-1000 osób - to Polacy.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.