Donald Trump odmówił odpowiedzi na pytanie, gdzie urodził się prezydent Barack Obama, choć najbliżsi współpracownicy republikańskiego kandydata do Białego Domu zapewniali ostatnio, że jest już przekonany, iż Obama, zgodnie z metryką, urodził się na Hawajach.
Udzielając wywiadu dziennikowi "Washington Post", przygotowywanego do publikacji w piątek rano czasu amerykańskiego, ale ujawnionego wcześniej, Trump został zapytany, gdzie urodził się prezydent Obama. Kandydat GOP oparł: "Odpowiem na to pytanie we właściwym czasie. Na razie nie chcę jeszcze na nie odpowiadać".
Naciskany przez prowadzącego rozmowę dziennikarza, powiedział: "Ja już się o tym nie wypowiadam. A to dlatego, że wszyscy będą chcieli o tym mówić, zamiast rozmawiać o miejscach pracy, wojsku, weteranach, bezpieczeństwie i innych problemach".
Tymczasem szefowa jego kampanii Kellyanne Conway, a także Mike Pence - republikański kandydat na wiceprezydenta oraz b. burmistrz Nowego Jorku, Rudy Giuliani, jeden z polityków najbardziej zaangażowanych w promowanie kandydatury Trumpa, zapewniali w zeszłym tygodniu, że "wierzy on już teraz", iż Obama urodził się w USA.
W latach 2011-12 r., kiedy Obama ubiegał się o reelekcję, Trump rozpowszechniał tezę, że "nie wiadomo", gdzie tak naprawdę prezydent się urodził, bo istnieją jakoby dowody na to, że jego oficjalny życiorys jest sfałszowany. Według Trumpa i innych zwolenników tej spiskowej teorii, Obama urodził się prawdopodobnie w Kenii, skąd pochodził jego ojciec.
Gdyby tak było, Obama nie mógłby zostać prezydentem USA, bo według konstytucji urząd ten pełnić mogą tylko osoby urodzone w Stanach Zjednoczonych (wyjątkiem jest sytuacja, gdy człowiek urodził się za granicą na obszarze eksterytorialnym, np. w bazie wojskowej USA lub na terenie ambasady).
Biały Dom przedstawił wtedy w telewizji metrykę urodzenia Obamy, poświadczającą, że prezydent urodził się w 1961 r. na Hawajach (które w 1959 uzyskały status 50. stanu USA).
Szerzenie pogłosek o urodzeniu Obamy za granicą, czyli próbę delegitymizowania rządów pierwszego czarnoskórego prezydenta, Afroamerykanie uważają za przejaw rasizmu.
Wypowiedź Trumpa dla "Washington Post" wprawiła w zdumienie komentatorów, ponieważ w ostatnich tygodniach starał się on naprawić mosty w stosunkach z czarną społecznością. Odwiedził kilka afroamerykańskich kościołów, udzielał tam wywiadów i zapewniał, że jako prezydent poprawi sytuację Afroamerykanów.
Na wypowiedź Trumpa natychmiast zareagowała Hillary Clinton, przedstawiając ją jako kolejny dowód potwierdzający uprzedzenia rasowe oponenta.
"On znowu to zrobił. Znów, zapytany, gdzie urodził się prezydent, nie odpowiedział, że na Hawajach. I ten człowiek chce być prezydentem?!.. Kiedy wreszcie skończy z tą obrzydliwością, z tą bigoterią?.." - pytała.
W godzinę po ujawnieniu przez "Washington Post" wypowiedzi Trumpa, sztab jego kampanii wydał oświadczenie stwierdzające, że kandydat "uważa, iż prezydent Obama urodził się w USA".
"W 2011 r. panu Trumpowi udało się doprowadzić tę sprawę do końca, zmuszając prezydenta Obamę do ujawnienia swego świadectwa urodzenia" - czytamy w oświadczeniu wydanym przez rzecznika prasowego Trumpa, Jasona Millera.
Dodał on, że Trump "oddał wielką przysługę prezydentowi i całemu krajowi zamykając tę sprawę".
Według badań opinii, znaczna część zwolenników Trumpa w tegorocznych wyborach wciąż jest przekonana, że przedstawiona przez Biały Dom metryka urodzenia Obamy jest sfałszowana, prezydent urodził się w Kenii i jest muzułmaninem.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.