Premier Włoch Matteo Renzi oświadczył w sobotę, że problem masowej migracji grozi "eksplozją" z powodu bezradności Unii Europejskiej. Ponownie skrytykował wyniki nieformalnego szczytu UE w Bratysławie, uznając je za niewystarczające.
Renzi, który bezpośrednio po zakończeniu piątkowego spotkania przywódców 27 krajów UE (bez Wielkiej Brytanii) mówił, że jego rezultaty są niesatysfakcjonujące w takich kwestiach, jak sprawa migracji i działań na rzecz wzrostu gospodarczego, dzień później powrócił do krytyki tego szczytu.
W wystąpieniu we Florencji szef włoskiego rządu zauważył, że po czerwcowym brytyjskim referendum w sprawie Brexitu zdołano jedynie przygotować nieformalny szczyt UE w stolicy Słowacji. "A tam postanowiono, że odbędzie się następny szczyt w Rzymie w marcu 2017 roku, zaś na koniec powiedziano mniej więcej te same rzeczy co zawsze" - oświadczył. Zdaniem Renziego nie zrobiono kroku naprzód w sprawie migracji i wzrostu.
Mówiąc o podziałach wśród krajów UE w kwestii napływu migrantów zaznaczył następnie: "Nie chodzi o to, że my chcemy ich przyjmować, a inni nie. Jeśli słuszne jest ratowanie wszystkich na morzu, nie jest słuszne to, że wszystkich przyjmuje się tylko na Sycylii i Apulii".
"My jesteśmy Włochami, a zatem jesteśmy wielkoduszni, ale nie możemy pozwolić na to, aby taki problem, jak imigracja eksplodował z powodu bezradności Europy" - oznajmił premier. Jego zdaniem "albo Unia zainterweniuje na rzecz rozwoju w państwach Afryki, albo straci czas". "A jeśli Europa tego nie zrobi, zrobimy to sami" - zapowiedział Renzi. Wyraził opinię, że Unia "straciła następną okazję". "Wczoraj przedstawiono nam dokument, w którym nawet nie mówi się o Afryce" - wyjaśnił.
Włoskie media rozpowszechniły także wypowiedź Renziego dla stacji telewizyjnej Rtv38 z Toskanii. Powiedział tam m.in. o szczycie: "My we Włoszech mocno wierzymy w to, że UE ma przed sobą przyszłość, ale trzeba robić wszystko na serio, bo spektakularne wydarzenia nie są nam potrzebne". "W sprawie imigracji nie może być tak dalej, że nikt nic nie robi w Afryce, a setki tysięcy ludzi uciekają stamtąd" - oznajmił.
"Albo zajmiemy się tą sprawą razem, albo my sami to zrobimy, ale przestańcie urządzać wielkie podniosłe ceremonie, na których mówi się: Europa, Europa, Europa". "Szczyt w Bratysławie miał być wielkim zrywem na nowo, a tymczasem zakończył się wydaniem przyjemnego dokumentu" - ocenił Renzi.
Równie krytycznie szef włoskiego rządu wypowiedział się o planie zaciskania pasa jako metodzie rozwiązania kryzysu gospodarczego w Europie. W jego ocenie jest to "błędna recepta". "Ta, którą wybrano w USA na rzecz wzrostu była i jest właściwa". "Wskazują na to liczby, realia" - argumentował.
Renzi zapewnił, że jego kraj stosuje się do unijnych reguł dotyczących finansów. "Ale możemy powiedzieć, że one nie działają i trzeba działać, by je zmieniono" - zastrzegł.
"Włochy chcą więcej Europy, ale innej" - powiedział premier.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.