Genius loci. Tu, gdzie Prymas Tysiąclecia zaczynał swoją drogę, zakończył ją błogosławiony Ksiądz Jerzy.
Brak straży miejskiej i policyjnego patrolu zwiastował pustkę. Rzeczywiście. Między tablicą upamiętniającą miejsce śmierci a zaprojektowanym przez Jerzego Kalinę krzyżem tylko zabłąkana ekipa telewizyjna czekała na cud. Czyli szansę zrobienia jakiejkolwiek relacji.
Dla ludzi mediów sytuacja fatalna. Idealna zaś z punktu widzenia szukającego ciszy, zadumy, refleksji nad czasem minionym i przyszłym. W tej ciszy do ucha śpiewał wiatr, a słońce złotymi promieniami pisało kolejną kartę historii na wodzie. Podobno to Boży sposób. Jeśli wiatr słów nie zamaże można mieć pewność ich niebiańskiego pochodzenia.
Za krzyżem, z mgły, wyłaniały się zarysy biskupiego miasta. Najpierw neogotyckiej katedry, później najstarszej świątyni miasta – farnego kościoła św. Jana. Obydwie związane z późniejszym Prymasem. W katedrze był wikariuszem, później wykładowcą seminaryjnym. Przy kościele świętego Jana utworzył jadłodajnię dla bezrobotnych. Po drodze Chrześcijańskie Związki Zawodowe i Stowarzyszenie Chrześcijańskiej Młodzieży Robotniczej, o których pisałem przed rokiem przy okazji tej samej rocznicy.
W będącym arcyciekawym wykładem katolickiej nauki społecznej „Duchu pracy ludzkiej” (Włocławek, 1947), ksiądz Wyszyński, wychodząc od opisu stworzenia, pisał o godności, jaką człowiek „nabywa” poprzez pracę. I o pracy mogącej poczucie godności wzmocnić, ale i zniszczyć. Ta godna praca połączyła go z księdzem Jerzym. Ostatniemu przecież nie chodziło o kwestie socjalne (do czego usiłowała sprawę dialogu z robotnikami sprowadzić ówczesna władza), ale o pracę, przez którą „człowiek nie tylko przekształca przyrodę dostosowując ja do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej staje się człowiekiem” (Jan Paweł II, Laborem exercens 9).
Genius loci. Tu, gdzie Prymas Tysiąclecia zaczynał swoją drogę, zakończył ją błogosławiony Ksiądz Jerzy. Ale są jeszcze inne łączące ich doświadczenia. Młody ksiądz Wyszyński w kręgach włocławskich duchownych nazywany był socjalistą. Z tego zapewne względu bano się jego zaangażowania. Tym bardziej, że to właśnie w tym mieście nie tylko urodził się Julian Marchlewski, ale także tu, vis a vis słynnej fabryki maszyn rolniczych Hugona Mühsama zakładano SDKPiL. Za tę samą działalność (nie polityczną, ale przekładanie na język codzienności katolickiej nauki społecznej) ksiądz Jerzy ogłoszony został wrogiem ludu. Zatem socjalista i wróg ludu spotkali się. Najpierw osobiście w Warszawie, później – symbolicznie – we Włocławku. Dla pierwszego punkt wyjścia; dla drugiego punkt dojścia. I ta cisza, wręcz metafizyczna, wołająca o podjęcie tematu.
Bo przecież – powiedzmy to otwarcie – pomników jednemu i drugiemu nastawiano sporo. Ale poza nielicznymi wydziałami na wyższych uczelniach kto dziś podejmuje refleksję nad katolicką nauką społeczną w praktyce? Obawa, by nie zostać oskarżonym o politykierstwo? Jeśli ktoś chce być wierny Ewangelii z tym również musi się zmierzyć i podjąć – jak powiedział Jan Paweł II w Legnicy – „pracę nad pracą”.
Swoją drogą ciekawe są losy ludzi i idei. To, co w jednym czasie bywa nazywane socjalizmem, w innym staje się wrogim ludowi, by w całkiem już nowej epoce stać się pokusą klerykalizacji wszystkich dziedzin życia społecznego. Chociaż zawsze chodzi o to samo. O człowieka i jego godność.
***
Przy okazji może warto przypomnieć nasz Wiarowy cykl poświęcony katolickiej nauce społecznej. Znajdziesz go TUTAJ
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.