Ukrócenie finansowania aborcyjnego giganta Planned Parenthood przez administrację nowego prezydenta USA może doprowadzić do zamknięcia wielu klinik aborcyjnych w tym kraju. Możliwe są także ograniczenia legalności aborcji. Jej promotorzy mają jednak plan na taką ewentualność. Ujawniła go była szefowa kliniki aborcyjnej w Bryan w Teksasie, dziś czołowa postać ruchu pro life Abby Johnson.
- Na wszystko mieliśmy procedury – wspomina w tekście opublikowanym na Lifesitenews.com. Na księgowanie, obsługę klienta itd. Była też procedura pod niewinnie brzmiącym tytułem: „Zarządzanie poronieniem”. – Równie dobrze mogłaby mieć tytuł: „Jak pomóc w dokonaniu nielegalnej aborcji” – mówi Abby Johnson.
Trzystronicowa instrukcja przewiduje taki scenariusz: matka dostaje w PP pigułki powodujące poronienie. Bierze je do domu i tam dochodzi do poronienia. Zgłasza się potem do kliniki na USG i usunięcie pozostałości. Wszystko po to, by nie można było stwierdzić, że przerwanie ciąży nastąpiło w klinice. Nie znaczy to, że PP na tym nie zarobi. – Nie myślicie chyba, że będą to robić „z dobroci serca”? – ironizuje Abby Johnson.
Wcześniej informowała o naciskach, jakie Planned Parenthood wywiera na pracowników w celu zwiększenia przychodów z aborcji. Organizacja nagradza także te placówki, które najbardziej zwiększyły liczbę zabitych w nich dzieci.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.