Kościół i Państwo w Wietnamie

W ciągu ostatnich dwu lat państwowe media w Wietnamie często przedstawiały niektórych biskupów i księży jako „wichrzycieli”, którzy „podburzali do buntu, fałszywie oskarżali władze, okazywali brak szacunku dla narodu, sami łamali i ośmieszali prawo oraz zachęcali innych do lekceważenia go” [1].

Takie oskarżenia narastają znowu w przededniu spotkania między Benedyktem XVI i wietnamskim prezydentem Nguyen Minh Triet, które nastąpi 11 grudnia br. jako uzasadnienie wszystkich ostatnich represji wobec Kościoła w tym kraju.

Czy jest prawdą, że wśród wietnamskich katolików narastała tendencja, by szukać rozwiązania problemów na drodze konfrontacji zamiast dialogu? Seminarium, które odbyło się w Sajgonie w dniu 28 listopada br., poświęcone relacjom Kościół – państwo, otwarcie odrzuciło tę tezę.

Konfrontacja oznacza ŚMIERĆ

Przypadek Arcybiskupa Józefa Ngo Quang Kiet z Hanoi może rzucić pewne światło na ten temat. Wśród wszystkich biskupów w Wietnamie ten zdecydowany i jasno reprezentujący katolików dostojnik Kościoła wyróżnia się jako ten lider, który jest bardziej niż inni skonfliktowany z władzami. Jednak piętnowanie go jako kogoś, kto chciałby optować za drogą konfrontacji jest absurdem, jest rodzajem bezpodstawnego posądzenia, po które się sięga, kiedy ktoś chce obwiniać swego przeciwnika.

Jak to stwierdzono w stanowisku Konferencji Episkopatu Wietnamu w odpowiedzi na oskarżenia Komitetu Ludowego w Hanoi w minionym roku, Arcybiskup Ngo Quang Kiet nie uczynił nic złego, kiedy przynaglał wiernych do pokojowej modlitwy przed Nuncjaturą Apostolską w Hanoi jako sposobu, by poszukiwać szczerego i stanowczego dialogu z władzami na temat uprawnionych oczekiwań katolików wtedy, gdy pozostawiono ich bez możliwości wyboru: jak odzyskać własność, która im została nielegalnie odebrana przez władze państwowe?

Zamiast słuchać swoich obywateli rząd najpierw postanowił ignorować ich, następnie rozognił problem bez rzeczowego wyjaśnienia problemu, po czym obwarował się bojówkami, aby bronić swych pozycji a jednocześnie podejmował gwałtowne ataki w mediach przeciw katolikom. W pewnym momencie na skutek międzynarodowego nacisku władze najpierw obiecały oddać obiekty nuncjatury Kościołowi, a następnie dokonały gwałtownego zwrotu i zaprzeczyły własnym słowom przez rozpoczęcie wyburzenia budynków przy wsparciu zmasowanych oddziałów milicji, służb bezpieczeństwa i milicyjnych psów, zamiast rzeczywiście oddać obiekty prawowitemu właścicielowi.

Wkrótce po tym rozpoczęła się oczerniająca kampania prasowa i radiowo-telewizyjna przeciw dostojnikowi Kościoła w państwowych mediach. Kurię arcybiskupią trzeba było zamknąć na kilka miesięcy. Zamknięta brama miała zapobiec nagłym atakom ze strony prorządowych bojówek, które gromadzą się regularnie na zewnątrz, wykrzykują hasła sławiące komunizm i poddające w wątpliwość patriotyzm arcybiskupa. Było to nie tylko przerażające doświadczenie osobiste dla księdza biskupa i wiernych, ale również poważne utrudnienie w wypełnianiu duszpasterskich obowiązków. Bezpieczeństwo dostojnika Kościoła i jego życie w tym czasie było w sposób oczywisty zagrożone i tylko dzięki nieugiętemu wsparciu ze strony wiernych wietnamskich i czujnej solidarności światowej wspólnoty chrześcijańskiej nie doszło do tragedii.

Oczerniająca kampania przeciw arcybiskupowi trwała całymi miesiącami, zanim zelżała. Ale usiłowania, by pozbawić go stanowiska nie mają końca. Po cichu i nieustannie te usiłowania osiągają punkt, w którym bohaterski arcybiskup dochodzi do przekonania, że powinien zrezygnować ze względu na dobro Kościoła, gdyż nabór do seminariów duchownych został ograniczony, ponadto surowe restrykcje wprowadzono dla kandydatów do święceń, utrudnia się przeznaczenia księży do pracy oraz ich przeniesienia, ponadto kolosalne przeszkody władze państwowe stwarzają w normalnej działalności Kościoła (np. podróżowanie, organizowanie spotkań duszpasterskich, rozwijanie nowych inicjatyw duszpasterskich).

Czy arcybiskup w obliczu tych wszystkich przeciwności kiedykolwiek wezwał do kontrdemonstracji, aby wskazać tych, którzy wyrządzili mu krzywdę? Czy zgodził się na udzielenie wywiadu międzynarodowym agencjom informacyjnym, aby pokazać, jaka jest prawda? Podobnie jak nasz Pan Jezus Chrystus przed sądem Piłata znieważony dostojnik Kościoła postanowił zachować milczenie. „Kto mieczem walczy, od miecza zginie” (Mt 26, 25). Jest to nie tylko biblijne ostrzeżenie dla chrześcijan, ale w kontekście społeczeństwa wietnamskiego jest to również praktyczne przypomnienie wietnamskim katolikom prawdy o przetrwaniu. Dla nich konfrontacja byłaby równoznaczna z samobójstwem.

Każdy wie, że przywódcy Kościoła w Wietnamie byli bardzo rozważni w relacjach z dyktatorskim reżimem. „Potrzebujemy wyraźnych instrukcji ze Stolicy Apostolskiej, gdy jesteśmy postawieni wobec wrażliwych tematów, w których niewielki błąd mógłby spowodować ogromne szkody Kościołowi i Wietnamowi” [2] – powiedział bp Paweł Bui Van Doc z diecezji My Tho podczas wspomnianego seminarium.

„Niewielki błąd mógłby spowodować ogromne szkody”. Jak prawdziwe może być to ostrzeżenie w warunkach tak brutalnego reżimu, jak ten w Wietnamie, którego ekstremalne reakcje przeciw krytykom i przeciwnikom zostały dobrze udokumentowane w minionej historii. To jest rząd i władze, które wybrały ścieżkę konfrontacji, aby osiągnąć całkowite podporządkowanie się zarówno jednostek jak i wspólnot.

Droga do dialogu

Aby Kościół mógł przetrwać i rozwijać się, nie pozostawiono mu żadnej możliwości jak tylko poszukiwanie „zdrowego współdziałania” między Kościołem i Państwem na drodze dialogu, jak to zostało powtórzone przez Benedykta XVI w jego przemówieniu do wietnamskich biskupów podczas ich wizyty ad Limina w czerwcu br. [3]. Jednak droga do owocnego dialogu z ateistycznym rządem jest bardzo stroma i najeżona ogromnymi trudnościami. Siedem dni przed Bożym Narodzeniem w 1976 r. podczas Mszy na zakończenie pierwszego zjazdu tzw. „Komitetu na rzecz Solidarności Katolików Wietnamskich” koncelebrujący księża zaszokowali tysiące uczestników przez zamierzone pominięcie modlitwy za Papieża, było to symboliczny znak zamiaru zerwania więzów z Watykanem, subtelna przestroga, że Kościół może się znaleźć w przyszłości pod kontrolą partii. Ci księża, wielu z nich było członkami Komunistycznej Partii, spotykali się z ciepłym uznaniem partii jako „typowe przykłady dobrych kolaborantów”, którzy są potrzebni jako pomost nad przepaścią między Kościołem i państwem w Wietnamie.

Bp Franciszek Nguyen Van Sang z diecezji Thai Binh, w swoim artykule opublikowanym na stronie VietCatholic News [4] z 10 września 2008 r. przywołał inne szokujące wydarzenie. Kiedy Jan Paweł II postanowił dokonać kanonizacji 117 Wietnamskich Męczenników w dniu 19 czerwca 1988 r., on sam i inni biskupi, włącznie z kard. Józefem Marią Trinh Van Can, wówczas arcybiskupem Hanoi, zostali wezwani do Ministerstwa Bezpieczeństwa Narodowego i stali się przedmiotem gniewu generała milicji, Mai Chi Tho, który dał upust furii wobec Wietnamskich Męczenników opisując ich jako zdrajców i kryminalistów. „Kardynał musiał na kolanach z płaczem prosić generała, aby powstrzymał swój oczerniający wywód” – napisał biskup Franciszek Sang. Poźniej jeden z biskupów w Południowym Wietnamie został zmuszony do napisania listu do Jana Pawła II ze sprzeciwem wobec kanonizacji. Jednak mimo silnych nacisków ze strony komunistów kanonizacja Męczenników doszła do skutku ku radości wietnamskich katolików w całym świecie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
14°C Piątek
wieczór
12°C Sobota
noc
9°C Sobota
rano
17°C Sobota
dzień
wiecej »