Tej tragedii można było zapobiec. Jest ona bowiem konsekwencją trwającej od dawna nieludzkiej sytuacji – tak abp Agostino Marchetto sekretarz Papieskiej Rady ds. Migrantów skomentował bunt migrantów z Afryki, którzy 7 stycznia wieczorem zdewastowali kalabryjskie miasteczko Rosarno na południu Włoch.
Tuż przed Bożym Narodzeniem w opuszczonej fabryce na przedmieściach liczącego 15 tys. mieszkańców miasta osiedliła się licząca ponad 3 tys. osób kolonia nielegalnych migrantów, żyjących z sezonowej pracy w rolnictwie. Tutaj chcieli zarabiać na zbiorze pomarańczy i mandarynek, których plantacje są kontrolowane przez miejscową mafię – ndranghetę.
Mafiosi wykorzystują nielegalnych migrantów, płacąc im 20 euro za cały dzień pracy. Jak twierdzi wikariusz generalny miejscowej diecezji ks. Giuseppe Demasi, to najprawdopodobniej również ludzie ndranghety ostrzelali w czwartek migrantów. Ci zaś w odwecie ruszyli na miasto, niszcząc i plądrując wszystko, co napotkali na drodze. Spalili ponad 100 samochodów, pobili wyciągniętą z samochodu kobietę z dwojgiem dzieci, a także kilkunastu mieszkańców Rosarno, broniących swego dobytku. W sumie rannych zostało 66 osób: 19 policjantów, 17 miejscowych i 30 migrantów.
Stolica Apostolska oraz włoski episkopat zaapelowali o spokój, zdrowy rozsądek i współpracę obu stron konfliktu. Potępiając akty przemocy, jakich dopuścili się migranci, bp Bruno Schettino, odpowiedzialny w episkopacie za kwestie migracji, zwrócił jednocześnie uwagę na ich nieludzkie warunki życia i wyzysk, któremu są poddani. Z kolei zdaniem cytowanego już wikariusza generalnego diecezji Oppido-Palmi problem ten należy postrzegać w ramach walki z miejscową mafią, która żeruje na niepewnej sytuacji migrantów. Nie bez winy są też włoskie władze, które udają, że problem nie istnieje, skoro migranci są tu nielegalnie – uważa ks. Demasi.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.