- Dziecko urodzone w 36. tygodniu ciąży powinno być pod naszą opieką - powiedział w sobotę ordynator ze szpitala w Białogardzie dr Roman Łabędź. Policja poszukuje rodziny.
"W czwartek w naszym szpitalu urodziło się dziecko w bardzo dobrym stanie, w 36. tygodniu ciąży, ale wysoko punktowane w skali Apgar. Pacjentka w stosunku do swojej osoby nie odmawiała jakichkolwiek czynności medycznych. Jednak wraz z mężem nie wyrażała zgody na wykonanie jakiekolwiek czynności medycznych czy opiekuńczych wokół dziecka" - poinformował ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego szpitala w Białogardzie (Zachodniopomorskie) dr Roman Łabędź.
Jak zaznaczył, 27-letnia matka dziecka "wydawała się miłą, sympatyczną osobą, podczas rozmowy był pełen kontakt emocjonalny między nami". "Podawaliśmy jej zarówno preparaty przeciwbólowe, jak i służyliśmy jej pomocą. Cały poród przebiegał bez kłopotów. Była pełna współpraca z personelem z sali porodowej" - wyjaśniał ordynator. Narodzona dziewczynka jest pierwszym dzieckiem pary z Połczyna Zdroju.
"W piątek godzinach wczesnoporannych uzyskałem informacje, ale nie od ginekologów, którzy odbierali poród, tylko od pediatrów, że jest zerowa współpraca z rodzicami, jeśli chodzi o współpracę dotyczącą opieki nad dzieckiem" - zaznaczył dr Łabędź.
"Powstał paradoks. Mogliśmy leczyć matkę (...), natomiast nie można było wykonać żadnej czynności nie tylko medycznej, ale nawet pielęgnacyjnej wobec noworodka" - tłumaczył. Ordynator sprecyzował, że rodzice sprzeciwiali się m.in. umyciu dziewczynki z mazi płodowej i krwi czy poddaniu jej zabiegowi Credego (podanie do spojówek kropli przeciwzapalnych - PAP). Jak zaznaczył, "niewykonanie podstawowych zabiegów dziecku może grozić mu infekcjami lub poważnymi powikłaniami zapalnymi".
"Niepokój pediatrów wzbudziło to, że sytuacja eskalowała w taką stronę, że był brak zgody na jakiekolwiek czynności związane z dzieckiem. Dlatego został powiadomiony sąd rodzinny, który miał podjąć decyzję co do formy opieki" - wyjaśnił.
"Jesteśmy zobowiązani ustawą o poszanowaniu praw pacjenta, w związku z czym nie wykonywaliśmy w stosunku do noworodka żadnej czynności, na którą nie zgadzali się rodzice. Mimo że pediatrzy uważali, że te czynności muszą być wykonane ze względu na dobro dziecka" - podkreślił lekarz.
Dr Łabędź poinformował, że pediatrzy ze szpitala w Białogardzie rozmawiali z matką dziecka. Według relacji lekarza podjęta decyzja przez kobietę "miała wynikać z jej wewnętrznego przekonania oraz z innego podejścia do współczesnej medycyny". Jak wyznał, podobne przekonania miał także mąż pacjentki.
"Trudno jest rozmawiać z pacjentami, którzy są przeciwnikami szczepień. Ja ich rozumiem, takie mają poglądy. Natomiast brak elementarnych czynności higienicznych w stosunku do noworodka, który nawet w bardzo dobrym stanie się rodzi, budzi sprzeciw personelu medycznego, który obawia się o stan tego noworodka. Czuliśmy zagrożenie, że jeżeli tych czynności nie będziemy nadal wykonywać to stan dziecka może być zagrożony w szpitalu, co dla nas jest niedopuszczalne" - powiedział ordynator.
Ordynator zaznaczył, że kobieta w żaden sposób nie miała ograniczonej swobody poruszania się po oddziale, opieki nad noworodkiem czy karmienia go. "Nie przeszkadzaliśmy jej w czynnościach pielęgnacyjnych, to jest prawo pacjenta" - dodał.
Jak infamował wcześniej rzecznik Centrum Dializa Sp. z o.o. Witold Jajszczok w piątek o godz. 8 rano na terenie białogardzkiego szpitala została przeprowadzona rozprawa sądowa. "Sąd orzekł o częściowym ograniczeniu sprawowania władzy rodzicielskiej w zakresie udzielanych świadczeń medycznych, powołał też adwokata, któremu takie prawa zostały nadane" - wyjaśnił.
"Około godz. 15 pracownik sądu dostarczył do szpitala i do rodziców pismo z postanowieniem sądu. Rodzice wraz z dzieckiem opuścili szpital o godz. 15.52, wsiedli do samochodu zaparkowanego przed bramą szpitala i odjechali. Personel niezwłocznie powiadomił policję, która prowadzi stosowne czynności" - poinformował w komunikacie rzecznik placówki.
"Przyczyną oddalenia się rodziny z oddziału było prawdopodobnie przekazanie przez sąd pisma, które było prawdopodobnie niesatysfakcjonujące. Dlatego rodzina podjęła tak drastyczny krok" - potwierdził lekarz. Dodał, że pacjentka zabrała ze szpitala wszystkie rzeczy.
Pytany przez dziennikarzy, co może grozić noworodkowi, odpowiedział, że "dzieci muszą być badane, musi być sprawdzany poziom bilirubiny - czy występuje żółtaczka czy nie, jeśli te badania nie są wykonane, to tracimy kontrolę stanem zdrowia dziecka". "Obawiam się, żeby to dziecko nie trafiło za dzień czy dwa do jakiegoś szpitala w cięższym stanie" - wyznał dr Łabędź.
Dopytywany przez media, czy dziecku może grozić śmierć, przyznał, że nie wie tego. "Są kraje, gdzie dzieci rodzą się bez pomocy medycznej i też żyją, ale śmiertelność noworodków w tych krajach jest niewspółmiernie większa niż w krajach o tym klasycznym poziomie medycyny" - powiedział.
Młodsza aspirant Karolina Rykaczewska ze szczecińskiej policji potwierdziła w rozmowie z PAP, że doszło do zabrania dziecka ze szpitala w Białogardzie. Dodała, że "obecnie wykonywane są czynności pod nadzorem prokuratury, które zmierzają do tego, by to zdarzenie zakończyło się w pozytywny sposób".
Pytany o sprawę prok. Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie nie udziela żadnych informacji.
Czytaj także:
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.