Przed sądem w Białymstoku kończy się proces policjanta, który - jako osoba prywatna - został oskarżony o pobicie i zniszczenie mienia. Sąd bada granice obrony koniecznej i prawa do tzw. obywatelskiego zatrzymania. W październiku ma zostać przesłuchany ostatni świadek.
To powtórny proces w tej sprawie. W pierwszym miejscowy sąd rejonowy uznał, że był to przypadek obrony koniecznej i mężczyznę uniewinnił. W pozostałym zakresie postępowanie umorzył z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu.
Jesienią ub. roku Sąd Okręgowy w Białymstoku wyrok w tej sprawie jednak uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania sądowi I instancji.
Wyraził przy tym wątpliwość, by na podstawie dostępnego materiału dowodowego dało się wyprowadzić wniosek, że było to działanie w ramach obrony koniecznej i tzw. obywatelskie ujęcie przestępcy. Nie zgodził się też z oceną, że część czynów miała znikomą szkodliwość społeczną.
Proces dotyczy wydarzeń ze stycznia 2014 r. Oskarżony w tej sprawie mężczyzna, na co dzień funkcjonariusz policji w jednym z białostockich komisariatów, był wtedy wraz z żoną, prywatnie, na imprezie.
Jak wynika ze złożonych przez niego wyjaśnień, gdy w nocy, po zakończeniu spotkania, wyszedł z mieszkania w jednym z bloków, doszło do niespodziewanego ataku na niego ze strony dwóch osób.
Policjant nie tylko się bronił, ale - gdy napastnicy zaczęli uciekać, słysząc sygnały nadjeżdżających radiowozów - gonił ich. Gdy ukryli się w mieszkaniu, nie zaprzestał pościgu: wyważył drzwi i wdarł się do środka. Tam, według aktu oskarżenia, użył gazu łzawiącego i zaatakował jednego z uciekających przed nim mężczyzn.
Po zdarzeniach prokuratura skierowała do sądu dwa akty oskarżenia: w pierwszym procesie dwaj mężczyźni odpowiadają za udział w bójce przed blokiem; w I instancji zapadł w tej sprawie wyrok skazujący. Zasądzone kary to w każdym przypadku: rok więzienia w zawieszeniu, dozór kuratora i 5 tys. zł nawiązki na rzecz poszkodowanego. Wyrok jest nieprawomocny, skazani złożyli apelacje.
W drugim postępowaniu to policjant został oskarżony o pobicie i uszkodzenie mienia. W ocenie prokuratury, zachowanie oskarżonego wykraczało bowiem poza ramy obrony koniecznej i obywatelskiego ujęcia, zwłaszcza że na miejscu byli już policjanci na służbie, którzy podjęli działania.
Oskarżycielami posiłkowymi w tej sprawie są dwaj mężczyźni, którzy brali udział w awanturze. Oni twierdzą, że to policjant - z użyciem gazu - pierwszy zaatakował jednego z nich jeszcze przed blokiem. Mężczyźni dodają, że doszło do utarczek słownych dotyczących psów wyprowadzonych przez nich w nocy na spacer.
Obaj mężczyźni chcą zadośćuczynienia - pierwszy 15 tys. zł, drugi - 5 tys. zł. Oskarżycielem posiłkowym jest też ojciec jednego z nich; formalnie - właściciel mieszkania, w którym doszło do drugiej części zajścia. Chce 2,5 tys. zł za szkody materialne.
Policjant nie przyznaje się do zarzutów. Sąd szczegółowo bada m.in. wątek użycia przez niego gazu.
W środę zeznawał mężczyzna, który był bezpośrednim świadkiem zdarzeń przed blokiem. Początkowo nawet stawiano mu zarzuty związane z udziałem w awanturze.
Sąd weryfikował jego zeznania, bo nieco się zmieniały w trakcie kolejnych przesłuchań. Świadek mówił w środę m.in., że szarpiących się mężczyzn próbował rozdzielić, a gdy otrzymał ciosy, uciekł do bloku. Powiedział też, że nie widział, by był używany gaz.
Ważnym świadkiem obrony jest żona oskarżonego; z powodu opieki nad małym dzieckiem w środę nie stawiła się na rozprawie (podobnie było przed miesiącem). Sąd zdecydował się wyznaczyć termin w drugiej połowie października. Jeśli żona oskarżonego zostanie przesłuchana, a nie będzie nowych wniosków dowodowych, które sąd uwzględni, proces powinien się wówczas zakończyć.
Andrzej Duda podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.
Filip Dębowski podpowiadał uczestnikom Festiwalu Kariery 2024, jak zadbać o higienę cyfrową.