Rodzina króla popu Michaela Jacksona, zmarłego nagle w zeszłym roku w wieku 50 lat, domaga się surowego ukarania jego lekarza, który podał mu trankwilizatory będące przyczyną śmierci.
Prokuratura w Los Angeles, gdzie Jackson zmarł 25 czerwca, zamierza oskarżyć doktora Conrada Murraya o "nieumyślne zabójstwo", za co groziłoby mu do czterech lat więzienia.
Adwokat rodziny piosenkarza Brian Oxman powiedział w środę w telewizji CBS, że uważa ona tę kwalifikację czynu za zbyt łagodną i chce, by postawiono mu zarzut morderstwa drugiego stopnia, czyli bez premedytacji.
Taki czyn zagrożony jest karą długoletniego więzienia.
Tymczasem obrońca Murraya poinformował, że jego klient gotów jest oddać się w ręce władz, jeżeli prokuratura przedstawi mu formalny zarzut. Oczekuje się, że może to nastąpić lada chwila.
Murray podał Jacksonowi - jak twierdzi, na jego prośbę - silny środek znieczulający propofol i dwa inne leki uspokajające. Gwiazdor przygotowywał się w czerwcu do serii koncertów w Anglii, ale cierpiał na bezsenność, co utrudniało próby.
Jackson od dłuższego czasu zażywał rozmaite leki. Oskarżyciele jego lekarza zwracają jednak uwagę, że propofol powinien być podawany w warunkach zapewniających, że będzie można kontrolować jego działanie. Lek ten bowiem tłumi oddech i tętno oraz obniża ciśnienie krwi, co może zagrażać życiu pacjenta.
Murray twierdzi, że jest niewinny i podawane przez niego środki nie mogły Jacksona zabić.
Zebrane dowody wskazują jednak, że po podaniu propofolu doktor m.in. rozmawiał przez komórkę i odszedł od łóżka, gdzie leżał Jackson. Byłoby to naruszeniem norm lekarskich.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.