Austriacy są pewniakami, groźni będą Norwegowie, a niespodziankę mogą sprawić Polacy i Czesi - uważają niemieccy dziennikarze przed poniedziałkowym olimpijskim konkursem drużynowym w skokach narciarskich w Whistler.
A sami Niemcy? "Będziemy się z wami bić o brąz, a może o coś więcej? Po rywalizacji na dużej skoczni widać, że macie trzech zawodników, którzy przy dwóch równych skokach mogą znacznie podwyższyć waszą lokatę. Z formą naszych skoczków jest zawsze loteria" - ocenił redaktor jednej z niemieckich gazet.
Także polscy zawodnicy do walki nastawieni są bojowo. "Chłopcy coraz lepiej skaczą. Jeśli zmobilizują się na konkurs i będą prezentowali równą formę, myślę, że powalczymy o najwyższe cele" - powiedział dwukrotny wicemistrz olimpijski Adam Małysz.
Optymistą jest także prezes Polskiego Związku Narciarskiego. "Szanse medalowe są. Mówiłem o nich głośno jeszcze przed wylotem do Kanady i po wynikach na dużej skoczni podtrzymuję swoje zdanie" - przyznał.
Emocje próbuje studzić trener Łukasz Kruczek. "Te nadzieje zawsze gdzieś krążą i po sobotnich zawodach te apetyty są duże, ale poniedziałek to będzie całkiem inny dzień i inne warunki. Dopiero tam będzie ta rywalizacja. Na podstawie konkursu drużynowego nie powinno ustawiać się drużyn. Każdy inaczej do tego podchodzi. Jeśli jednak nikt nie będzie miał pecha i ten wiatr będzie równy dla wszystkich, to na pewno powalczymy o czołowe lokaty" - obiecał.
W biało-czerwonych barwach wystąpią: Adam Małysz, Kamil Stoch, Stefan Hula i Łukasz Rutkowski, który będzie debiutować na igrzyskach. Rozpoczęcie rywalizacji zaplanowano na godz. 19.00 czasu polskiego.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.