Sąd Najwyższy oddalił w czwartek kasację doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa Andrzeja Zybertowicza od wyroku zobowiązującego go do przeproszenia Adama Michnika za słowa: "Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację".
Inkryminowane słowa Zybertowicz wypowiedział w "Rzeczpospolitej" w marcu 2007 r., przy okazji sprzeciwu części dziennikarzy wobec objęcia ich lustracją. Michnik uznał je za naruszenie dóbr osobistych i pozwał go. Zeznawał, że w związku z sześcioletnim pobytem w więzieniach PRL nie przypisywał sobie nigdy "przewag moralnych", choć przyznał, że dawał takie prawo innym, np. Władysławowi Bartoszewskiemu.
W grudniu 2007 r. warszawski sąd okręgowy uwzględnił w głównej części pozew naczelnego "Gazety Wyborczej" i nakazał Zybertowiczowi przeprosić Michnika, wpłacić 10 tys. zł zadośćuczynienia na cel społeczny (Michnik żądał 15 tys.) oraz zwrócić naczelnemu "GW" koszty procesu. Doradca prezydenta złożył apelację, a sąd apelacyjny ją oddalił, w efekcie czego Zybertowicz Michnika przeprosił.
Powodem decyzji SA był m.in. fakt, że Zybertowicz przed sądem okręgowym przyznał, iż naczelny "Gazety Wyborczej" nigdy takich słów nie powiedział. Tłumaczył się jednak, że nie był to cytat z Michnika, a jego własna opinia na ten temat - jak podkreślał - "parafraza postawy mentalnej" publicysty. Przyznał także, że tekst, który miał się ukazać w "Rz", autoryzował i zaakceptował.
W skardze kasacyjnej podnoszono m.in. fakt, że SA nie powołał z urzędu biegłego, który mógłby ocenić, czy wypowiedź ta była opinią, czy cytatem. Tymczasem w uzasadnieniu - jak zaznaczono - stwierdził, że biegły w tej sprawie mógłby się wypowiedzieć, ale pozwany o to nie wnioskował.
Powołano się także na zapisy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka dot. wolności słowa. SN uznał jednak, że skarga jest bezzasadna. W uzasadnieniu sędziowie zaznaczali m.in., że SA nie musiał powoływać w tej sprawie biegłego z urzędu, bo nie dotyczyła ona wypowiedzi zamieszczonej np. w specjalistycznym piśmie i nie wymagała wiedzy sięgającej poza zakres tej, którą posiadał SA.
Zwrócono także uwagę na to, że w Konwencji Praw Człowieka są zapisy dot. ochrony dóbr osobistych, a w tym przypadku - jak uzasadniał sąd - nie ma wątpliwości, że doszło do ich naruszenia.
Ani Zybertowicza, ani Michnika nie było w sądzie. "Rzym orzekł, koniec sprawy. Choć nie sądzę, żeby to był koniec sprawy dla mojego klienta. Według mojego stanu wiedzy on dalej chciałby walczyć w Strasburgu" - mówił dziennikarzom pełnomocnik Zybertowicza mec. Wojciech Błaszczyk.
Reprezentujący Michnika mec. Piotr Rogowski podkreślał, że nie można wolnością słowa tłumaczyć wszystkiego, m.in. przypisywania innym osobom słów, których nie wypowiedziały. "Granicą wolności słowa jest kłamstwo" - dodał.
To nie jedyna sprawa, którą redaktor naczelny "GW" wytoczył Zybertowiczowi. W czerwcu ubiegłego roku również Sąd Okręgowy w Warszawie zdecydował, że doradca prezydenta ma przeprosić publicystę za słowa "dwóch agentów i ich zaciekły obrońca", odnoszące się do spraw, które mu wytoczyli właściciel Polsatu Zygmunt Solorz-Żak (za słowa, że współpracował z wywiadem wojskowym PRL - PAP) i Milan Subotic (za zarzut, jakoby na zlecenie WSI manipulował programem TVN, w którym ujawniono "taśmy Beger" - PAP). Zybertowicz złożył apelację.
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.
Kac nakazał wojsku "bezkompromisowe działanie z całą stanowczością", by zapobiec takim wydarzeniom.