Obecna dyskusja wokół projektu berlińskiego muzeum poświęconego wysiedleniom Niemców sugeruje, że zamierzeniu temu do końca towarzyszyć będzie konflikt - ocenił w rozmowie z PAP Basil Kerski, redaktor naczelny polsko-niemieckiego kwartalnika "Dialog".
Po zażegnaniu w lutym tego roku politycznego sporu o kandydaturę przewodniczącej Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach do władz fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", która stworzyć ma muzeum, ujawnił się spór merytoryczny o to, jak przedstawić historię wypędzeń.
BdV i Steinbach stoją na stanowisku, że centralnym elementem przyszłej wystawy ma być los milionów niemieckich wypędzonych w trakcie i po II wojnie światowej, a w historycznym kontekście należy także uwzględnić inne przymusowe wysiedlenia w Europie.
Zdaniem Kerskiego można oczekiwać "poważnego konfliktu po stronie niemieckiej", gdyż najwyraźniej Steinbach dąży do "zredukowania historycznego kontekstu" wysiedleń Niemców. "Kościoły, które mają swych przedstawicieli we władzach fundacji, niemieccy socjaldemokraci oraz Centralna Rada Żydów nie wyobrażają sobie wystawy bez tego kontekstu" - ocenił publicysta.
Jak zauważa, metoda szefowej Związku Wypędzonych polega na zestawieniu w jednym szeregu różnych przymusowych migracji - od Ormian, poprzez Polaków, Żydów, Niemców, aż po Bałkany.
"W takim obrazie Niemcy są jako naród ofiarą i należą do europejskiej narracji ofiar" - wyjaśnia Kerski. Umieszczenie zaś wysiedleń Niemców w kontekście historycznym oznacza, że Niemcy są też ofiarami, ale pozostają tymi, którzy ponoszą odpowiedzialność polityczną.
Przed próbą przedstawienia wysiedleń Niemców w oderwaniu od II wojny światowej i zbrodni nazistowskich ostrzegł w zeszłym tygodniu przedstawiciel niemieckiej Centralnej Rady Żydów w fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" Salomon Korn. Powiedział on tygodnikowi "Der Spiegel", że Rada "nie chce służyć za alibi".
Także dyrektor Muzeum Żydowskiego we Frankfurcie na Menem Raphael Gross, który zasiada w radzie naukowej fundacji, ocenił w jednym z wywiadów, że porównywanie "wypędzeń Niemców na przykład z wypędzeniami w byłej Jugosławii albo wypędzeniem Palestyńczyków, Greków i Turków, usuwa kontekst historyczny. "Wówczas niemożliwe będą historyczne różnice oraz osądy - także moralne" - dodał w rozmowie z "Sueddeutsche Zeitung".
Wobec różnic merytorycznych już w grudniu z członkostwa w radzie naukowej fundacji zrezygnował jedyny zasiadający w niej polski historyk Tomasz Szarota. Z kolei kilkanaście dni temu uczyniła to czeska historyk Kristina Kaiserova, krytykując zbytnie upolitycznienie całego zamierzenia.
Z gremium tego wystąpiła także niemiecka publicystka Helga Hirsch, bliska BdV. Swoją decyzję uzasadniła niezdrową atmosferą, jaką politycy mieli stworzyć wokół fundacji.
Według mediów Hirsch powierzono przygotowanie wystawy objazdowej o wysiedleniach, która pokazywana byłaby zanim ukończony zostanie remont przeznaczonego na muzeum budynku Deutschlandhaus w Berlinie. Przedstawiona przez Hirsch koncepcja wystawy miała się jednak spotkać z krytyką części rady naukowej.
W niedawnej rozmowie ze stacją Deutsche Welle Hirsch oceniła, że "zasadniczym pytaniem jest, czy wypędzenia należy postrzegać tylko jako skutek II wojny światowej, czy są one bardziej wynikiem polityki narodowej w Europie".
Publicystka zarzuciła m.in. politykom SPD, że "w imię źle pojętego pojednania z Polską patrzą na wypędzenia tylko jako konsekwencję narodowego socjalizmu, co uniemożliwia szeroką debatą na temat wszystkich aspektów tego problemu".
W ocenie Basila Kerskiego, podejmując zobowiązanie ustanowienia w Berlinie Widocznego Znaku dla upamiętnienia wysiedleń (jak roboczo nazywano projekt muzeum), niemieccy politycy i rząd Angeli Merkel "nie zdawali sobie sprawy, jakie to wyzwanie".
Już chwili tworzenia koncepcji fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" zabrakło zasadniczej refleksji nad tym, co Niemcy chcą pokazać w planowanym muzeum. "Ustawa z 2008 r. powołująca fundację została przygotowana bez jakichkolwiek dokumentów merytorycznych czy opinii ekspertów" - zauważył publicysta.
Szanse na stworzenie nowych podstaw fundacji daje planowana na lato bądź jesień nowelizacja ustawy, uzgodniona w lutym z BdV w zamian za rezygnację z nominowania Steinbach do władz fundacji.
Według kompromisu rada fundacji zostanie zwiększona z 13 do 21 członków. BdV otrzyma dwa razy więcej miejsc - sześć zamiast obecnych trzech. Dwóch dodatkowych reprezentantów uzyska też Bundestag (obecnie ma dwóch), a po jednym miejscu więcej przypadnie Kościołom ewangelickiemu i katolickiemu oraz Centralnej Radzie Żydów w Niemczech.
Rząd zachowa trzech przedstawicieli, nominowanych przez MSZ, MSW i pełnomocnika ds. kultury i mediów. Zgodnie z kompromisem to Bundestag, a nie rząd - jak przewiduje obecna ustawa - będzie powoływał członków rady fundacji.
Zdaniem Kerskiego planowane zmiany umożliwią m.in. pozyskanie do współpracy większej liczby kompetentnych ekspertów, zajmujących się II wojną światową, a także klarowne zdefiniowanie roli rady naukowej (ma ona zostać poszerzona z 9 osób do 15), która dotąd pełniła raczej rolę "listka figowego". Za pozytywne Kerski uznaje też to, pojawiła się poważna debata o historii BdV; latem Związek ma opublikować opracowanie na temat nazistowskiej przeszłości swych pierwszych działaczy.
"Piłeczka jest po stronie rządu Niemiec" - ocenił Kerski. Kanclerz Angela Merkel zadeklarowała jedynie, że gotowa jest kontynuować prace nad muzeum. "Warto usunąć obecne problemy" - powiedziała na dorocznym przyjęciu BdV w miniony wtorek. Przyznała jednak: "Nie będzie łatwo".
Obecne problemy wokół fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" będą tematem posiedzenia jej rady, która zbiera się w poniedziałek.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.