Fani polskiej piłki woleliby jak najszybciej zapomnieć o ubiegłym roku. Klęska goniła klęskę i niewiele jest przesłanek do patrzenia w przyszłość z optymizmem.
Zaczynało się tak pięknie. W styczniu nasza reprezentacja była na 7. miejscu rankingu FIFA, wyprzedzając m.in. Francję, Chorwację czy Anglię. Przed mundialem panował optymizm. Rok 2018 skończyliśmy jednak na dwudziestym miejscu światowego rankingu, spadając z grupy A Ligi Narodów z niechlubną passą sześciu meczów bez zwycięstwa. Przyjmowany z nadzieją selekcjoner Jerzy Brzęczek zaczął już drżeć o posadę, drużyna budowana jest chaotycznie i reprezentuje fatalny styl. Dlaczego w ciągu dwunastu miesięcy spadliśmy z piłkarskiego nieba do szarej rzeczywistości?
Błędy Nawałki
Korzeni nieudanej, nerwowej końcówki rządów Adama Nawałki należy szukać jesienią 2017 roku, gdy Polacy zostali rozgromieni przez Danię 0:4. Po raz pierwszy przeciwnik tak skutecznie „przeczytał” styl gry naszej kadry. Selekcjoner podjął próbę radykalnego przemodelowania ustawienia. W decyzji utwierdził go ostatni mecz eliminacji, choć wygraliśmy go i utrzymaliśmy pierwsze miejsce w grupie, potrafiliśmy w 5 minut utracić dwubramkowe prowadzenie podczas gry z Czarnogórą.
Na początku 2018 roku Nawałka zaczął testować ustawienie trójką obrońców. Eksperyment zakończył się klęską. Kumulacja błędów trenera nastąpiła podczas mistrzostw świata. Źle poprowadzone przygotowania fizyczne na ostatniej prostej, mieszanie składem oraz kontynuowanie taktycznych roszad nawet w trakcie mundialu zakończyły się kompromitującym występem Biało-Czerwonych. Dobitnym podsumowaniem była wypowiedź Macieja Rybusa po meczu z Kolumbijczykami: „Ćwiczyliśmy dwa warianty i tak zamieszaliśmy, że w końcu nie wiedzieliśmy, jak grać”. Choć Adam Nawałka stał się pierwszym selekcjonerem polskiej reprezentacji, który wprowadził ją zarówno na mistrzostwa świata, jak i Europy, odszedł w atmosferze powszechnie panującego przeświadczenia, że wypalił się jego dotychczasowy model współpracy z drużyną.
Błędy Brzęczka
Wybór Jerzego Brzęczka na selekcjonera miał być powrotem do „wczesnego Nawałki”, rządów selekcjonera na dorobku, pełnego ambicji, z dobrą ręką do młodych zawodników, z autorytetem biorącym się z bogatej kariery piłkarskiej i dobrych osiągnięć na ostatnio pełnionym stanowisku. Były trener Wisły Płock nie sprostał na razie tym oczekiwaniom.
Brzęczek już na starcie zapowiedział odejście od nielubianego przez piłkarzy ustawienia 3–5–2 i powrót do gry czwórką obrońców. Nie oznaczało to jednak końca taktycznego chaosu. W październikowych meczach z Włochami i Portugalią trener próbował grać bez nominalnych skrzydłowych, co wypadło bardzo słabo.
Pierwsze spotkania pod wodzą każdego nowego selekcjonera to czas testowania nowych zawodników i wariantów taktycznych. Lecz po czterech miesiącach u Brzęczka wciąż nie widać wykrystalizowanej jedenastki, szczególnie na newralgicznych pozycjach skrzydłowych, stopera i na lewej obronie. Na zgrupowaniach pojawiają się ligowcy nierokujący dłuższego pozostania w zespole (Adam Dźwigała, Rafał Pietrzak, Hubert Matynia), zamiast młodych piłkarzy odkurzani są Thiago Cionek i Artur Jędrzejczyk. Z powszechną krytyką spotkało się umieszczanie w podstawowej jedenastce byłych podopiecznych Brzęczka z czasów Wisły Płock: Damiana Szymańskiego i Arkadiusza Recy. Stanowili oni najsłabsze ogniwa w październikowym meczu Polska–Włochy.
Na przykładzie Recy widać też niepokojącą tendencję stawiania przez selekcjonera na zawodników, którzy przesiadują w swoich klubach na ławce rezerwowych. Były piłkarz Wisły Płock uzbierał jesienią w kadrze więcej meczów niż w Atalancie Bergamo. Jan Bednarek, typowany na partnera Glika na środku defensywy, nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych Southampton. Rafał Kurzawa też ma kłopoty z regularną grą w Amiens. Wątpliwości wzbudza powoływanie skreślonego w Wolfsburgu Jakuba Błaszczykowskiego, prywatnie syna siostry Brzęczka. Dziennikarze przewidywali, że jeżeli nasz skrzydłowy nie obroni się postawą na boisku, stawianie na niego może rodzić kontrowersje. I tak niestety się dzieje. W przypadku każdego z wyżej wymienionych piłkarzy gołym okiem widać brak rytmu meczowego.
Z pustego i Salomon…
Niesprawiedliwością byłoby zwalanie całej winy na Brzęczka. Nawet u szczytu świetności kadry borykaliśmy się z brakiem wartościowych zmienników. Gdy dotychczasowe filary znalazły się w dołku formy, naszej kadrze zaczęło dramatycznie brakować jakości. Kamil Glik zatracił pewność siebie. Michał Pazdan został odsunięty od pierwszego składu Legii Warszawa. Grzegorz Krychowiak w rosyjskim Lokomotiwie Moskwa wreszcie ma pewne miejsce na boisku, ale w reprezentacji nie umie nawiązać do formy z 2016 roku, Kamil Grosicki sierpień i wrzesień stracił na nieudane poszukiwanie nowego klubu. Piotr Zieliński nie potrafił udźwignąć roli lidera kadry, Arkadiusz Milik zaś raził nieskutecznością, a negatywnej oceny nie może zmienić nawet jego ostatni udany mecz z Portugalią. Kariera polskiego duetu w Napoli uległa załamaniu. Choć sezon zaczęli w podstawowym składzie, trener Carlo Ancelotti stopniowo tracił cierpliwość do Milika i Zielińskiego. Znamienne, że w ostatnim meczu, gdy wybiegli w podstawowym składzie (10 listopada przeciwko Genui), zostali zdjęci z boiska już w przerwie, a ich zmiennicy niedługo po wejściu wypracowali bramkę. Łukasz Teodorczyk przepadł w Udinese. Dawid Kownacki, jeszcze wiosną uważany za wschodzącą gwiazdę Sampdorii Genua, kończył rok na ławce, nazwany przez włoskie media „zblazowanym rezerwowym”. We Francji nie radzi sobie Rafał Kurzawa, który meczem z Japonią na mundialu dawał nadzieję na bycie realnym wzmocnieniem kadry. Nawet Robert Lewandowski, choć w klubie utrzymuje dobrą formę, w reprezentacji niebezpiecznie zaczyna przypominać nieskutecznego i sfrustrowanego napastnika z czasów Waldemara Fornalika.
Z graczy reprezentacji zwyżkę formy jesienią zanotowali tylko Mateusz Klich i Krzysztof Piątek, ale on akurat gra na pozycji Lewandowskiego; nie udały się próby wpasowania obu napastników w wyjściową jedenastkę.
Słaba liga
Kryzysowi pierwszej reprezentacji towarzyszył w tym roku regres na wszystkich innych obszarach polskiej piłki. Nasza Ekstraklasa nie ma nic wspólnego z przedrostkiem „ekstra”, jej poziom obniża się w zastraszającym tempie. Jakość krajowych rozgrywek brutalnie zweryfikowali przeciwnicy w eliminacjach europejskich pucharów. I nie były to, jak kiedyś, kluby pokroju Barcelony, Realu czy Fiorentiny, tylko drużyny ze Słowacji i Luksemburga. Jeszcze nigdy w historii nasze drużyny nie pożegnały się w komplecie z pucharami tak szybko (pod koniec sierpnia). Kibice też już mają dość, od zeszłego sezonu notuje się spadek frekwencji na meczach.
Ponieważ drugi rok z rzędu tzw. Ekstraklasa nie ma reprezentanta w fazie grupowej ani Ligi Mistrzów, ani Ligi Europy, spadła w europejskim rankingu na 25. miejsce. W listopadzie wyprzedziła nas liga… Kazachstanu, a nadal może to zrobić także liga Azerbejdżanu. Jeszcze na początku wieku kluby z Polski wygrywały z azerbejdżańskimi zespołami dziewięcioma bramkami. Ekstraklasa wpada w błędne koło, niższe miejsce w rankingu oznacza starty od wcześniejszych rund eliminacyjnych i utratę rozstawień, a zatem o dobry wynik będzie jeszcze trudniej.
Nadzieja w młodzieży
Jednym z niewielu powodów do optymizmu w mijającym roku był sukces reprezentacji do lat 21. W eliminacjach grupowych zanotowała zawstydzające remisy z Wyspami Owczymi, ale w barażu z Portugalią pokazała klasę. Wygrany na wyjeździe rewanż 3:1 był najlepszym występem Biało-Czerwonych w roku 2018. Nagrodą jest awans do młodzieżowych mistrzostw Europy. Podobnie jak seniorska kadra, młodzieżówka też boryka się z brakiem wartościowych zawodników na kilku pozycjach, a jej liderzy (Kownacki, Kapustka) grali tam tylko dlatego, że zawodzili w ostatnich miesiącach i wypadli z dorosłej reprezentacji. Jednakże w tak kiepskim roku dla polskiej piłki mały sukces nabiera szczególnego znaczenia.
Drobnym pozytywem w słabym debiucie Polski w Lidze Narodów jest też udana obrona (dzięki remisowi z Portugalią) miejsca w pierwszym koszyku eliminacji do Euro 2020. Jednak kwalifikacje ruszają już w marcu 2019 roku i jeśli do tego momentu Brzęczek nie poprawi gry reprezentacji, nie pomoże nawet losowanie z pierwszego koszyka.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.