Trzy kobiety w różnym wieku opowiadają w najnowszym numerze GN, co to znaczy być kobietą. Co sprawia, że mogą rozkwitnąć, i jaką rolę odgrywają w tym ich mężowie. Mówią też, co nadaje ich życiu sens.
- Dziś bycie kobietą jest o wiele trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej - mówi Karolina Pawłowska. - Choć otworzyły się przed nami wielkie możliwości realizacji zawodowej, ilość obowiązków, jakie na nas spadają, jest przeogromna. Przeraża też presja społeczna, żebyśmy spełniały się na każdym obszarze. Nie wystarczy być mamą, babcią, opiekunką domowego ogniska. Mamy też obowiązek kształcić się, pracować, piąć się po szczeblach kariery. Często deprecjonuje się pracę wykonywaną przez nas w domu - mówi prawniczka, doktorantka z Uniwersytetu warszawskiego.
- Moja mama wychowała mnie na samodzielną i niezależną kobietę. Wspierała mnie, abym dała radę skończyć dwie szkoły – także baletową. To babcia nauczyła mnie pacierza, Różańca i często zabierała ze sobą do kościoła. Stąd wiara ma dla mnie podstawowe znaczenie i jest jak tlen potrzebny do oddychania - podkreśla Beata Chrobok, mama i babcia, nauczycielka biologii, tancerka, oligofrenopedagog.
- Mimo moich 95 lat nie zapominam, że jestem kobietą. Lubię być ładnie ubrana, dobrze wyglądać, mieć zadbane włosy, ubierać się według mody, nie odstając od współczesności. A nawet podobają mi się mężczyźni… Ale z tego się nie spowiadam. Noszę stroje w kolorach umiarkowanych – beżach, szarościach, ale czasem wkładam bluzkę w kratkę i wtedy mi się wydaje, że tracę dziesięć lat. Tak naprawdę liczy się wygląd duszy - mówi mama dwóch córek, babcia siedmiorga wnucząt i dwunastu prawnuków, która w zeszłym roku wydała swoją pierwszą książkę.
Więcej w tekście Barbary Gruszki-Zych pt. Miłość patrzy z oczu oraz w najnowszym numerze "Gościa Niedzielnego".
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.
Kac nakazał wojsku "bezkompromisowe działanie z całą stanowczością", by zapobiec takim wydarzeniom.