Wystawę poświęconą ofiarom nazistowskiej eutanazji, m.in. zamordowanym pacjentom śląskich szpitali psychiatrycznych, można oglądać w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich w Gliwicach. Historycy wskazują, że ofiarą nazistowskich mordów na chorych w ramach tzw. Akcji T4 padło ok. 2,5 tys. osób ze Śląska.
Dwujęzyczna wystawa, składająca się z ponad 20 plansz, jest - po piątkowym wernisażu - prezentowana w sali ceremonialnej gliwickiego Domu Pamięci. Organizatorem ekspozycji, przygotowanej przez Saksońskie Miejsce Pamięci Pirna-Sonnenstein, jest Muzeum w Gliwicach; partnerem został katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej.
Wystawa opowiada o śląskim epizodzie Akcji T4, czyli akcji eutanazyjnej, która będąc pierwszym masowym mordem zorganizowanym przez nazistów, przyniosła co najmniej kilkadziesiąt tysięcy ofiar. "Chodziło o to, co autorzy tej akcji nazywali +życiem niewartym życia+, czyli o eliminację osób uznanych za nieprzydatne dla społeczeństwa z rozmaitych względów" - powiedział PAP dr hab. Grzegorz Bębnik z oddziałowego biura badań historycznych w Katowicach.
Były to najczęściej osoby obłożnie chore, kalekie, bez szans - z punktu widzenia ówczesnych niemieckich władz - na wyleczenie. Akcja T4 rozpoczęła się w październiku 1939 r. antydatowanym poleceniem Adolfa Hitlera, które zachowało się w oryginale.
"Jest ono bardzo lakoniczne; praktycznie oddaje w ręce lekarza Hitlera i szefa jego kancelarii decyzje o udzielenie pewnym lekarzom pełnomocnictw do skrócenia życia osobom, które według wszelkiej lekarskiej wiedzy skazane są już na cierpienie" - wskazał Bębnik.
Antydatowanie polecenia Hitlera nie jest - zdaniem historyka IPN - przypadkiem. Całość wydarzeń związanych z wojną miała bowiem odsunąć na dalszy plan zainteresowanie Niemców tym, co dzieje się z ich krewnymi, którzy mieli być poddani Akcji T4 (sam kryptonim wywodzi się od nazwy siedziby sztabu akcji przy berlińskiej Tiergartenstraße 4).
Akcja opierała się na stworzeniu sieci placówek medycznych, szpitali, zakładów opiekuńczych, punktów etapowych itd., przez które filtrowani i przesyłani mieli być ludzie uznani za tych, których należy zgładzić. Transportowani byli oni następnie do kilku wyselekcjonowanych placówek na terenie Niemiec, gdzie ich zabijano; najbardziej osławioną z nich był zamek Pirna-Sonnenstein.
"Główny etap akcji zakończył się w sierpniu 1941 r., co było związane z przedostającymi się do opinii publicznej coraz żywszymi pogłoskami, co dzieje się z chorymi odstawionymi rzekomo do placówek opiekuńczych i z oficjalnymi wystąpieniami przedstawicieli kościołów, przede wszystkim katolickiego" - wskazał historyk.
Przywołał w tym kontekście postać biskupa Clemensa Augusta hrabiego von Galena, który otwarcie z ambony wystąpił z potępieniem takich praktyk, licząc się z konsekwencjami. "Nie miało to miejsca, bo przed taką represją naziści początkowo się cofnęli; nie uchroniło to jednak von Galena przed osadzeniem w obozie po zamachu Clausa von Stauffenberga" - zastrzegł.
"Akcja nie została zawieszona, od tej pory robiono to, ale w sposób - jeżeli to w ogóle odpowiednie słowo - dyskretny: na osobach przeznaczonych do zgładzenia wypróbowywano inne techniki. O ile wcześniej było to trucie tlenkiem węgla, to później podawano zabójcze dawki medykamentów, starano się doprowadzić do wycieńczenia, czyli zagłodzenia pacjentów" - wymieniał Bębnik.
"Co godne uwagi, osoby, które przygotowywały pierwszy etap Akcji T4, związany z truciem w de facto komorach gazowych za pomocą tlenku węgla, później +doskonale sprawdziły się+ przy organizacji obozów zagłady. Sobibór, Bełżec, Majdanek - wszędzie tam znajdujemy nazwiska, które wcześniej pojawiały się przy Akcji T4" - zaakcentował.
Kluczowymi na Górnym Śląsku miejscami akcji - związanej głównie z eliminacją pacjentów szpitali psychiatrycznych, choć też np. osób uznanych za asocjalne, aspołeczne - były dwa duże zakłady psychiatryczne w Lublińcu i Rybniku.
"Szczególnie znany jest przypadek Lublińca i dyrektora tej kliniki Ernsta Buchalika, który po wojnie - podobnie, jak jego podwładna Elisabeth Hecker, kierująca oddziałem dziecięcym, na którym zanotowano ok. 200 zgonów - był sądzony przed sądem Republiki Federalnej. Z braku dowodów proces został umorzony. Praktycznie trudno odszukać nazwisko lekarza, który z tego tytułu zostałby skazany" - podkreślił historyk katowickiego IPN.
Dwujęzyczną objazdową wystawę czasową "Zapomniane ofiary nazistowskiej eutanazji - mord na pacjentach śląskich zakładów leczniczych w latach 1940-1945" można oglądać do 28 kwietnia br. w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich. To neogotycki żydowski dom przedpogrzebowy z 1903 r. stojący przy gliwickim kirkucie.
Dawniej niszczejący obiekt, po kilkuletnim remoncie przeprowadzonym przez gliwicki samorząd, został otwarty w 2016 r. jako oddział Muzeum w Gliwicach. Budynek uważany jest za perełkę architektoniczną. Na szczególną uwagę zasługuje odnowiona główna sala ceremonialna z odtworzonymi tam polichromiami - sklepienie sali przedstawia rozgwieżdżone niebo.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.