Kościół ma do przekazania człowiekowi dwudziestego pierwszego wieku ten sam „kontent” co zawsze - Dobrą Nowinę o zbawieniu. Jednak w naszych czasach wyjątkowo istotne jest nie tylko co ma się ludziom do przekazania, ale również, w jaki sposób się to robi.
Przyszło nam żyć i głosić Ewangelię w trudnych czasach. W czasach, w których obraz rzeczywistości ludzie budują nie na podstawie własnego doświadczenia, osobistych przeżyć lub relacji bezpośrednich świadków, ale na podstawie nieokiełznanej powodzi informacji, wiadomości, opinii, domysłów, interpretacji, plotek, pogłosek… Wielu jest przekonanych, że media sprawują również dzisiaj rząd dusz.
Eryk Mistewicz, specjalista zwłaszcza od marketingu politycznego, autor opublikowanej właśnie książki „Anatomia władzy”, zwraca jednak uwagę, że media wytracają zdolność sprawowania rządów dusz. Jego zdaniem, w świecie natłoku informacji bliskim „attention crash”, gdy ważnych wiadomości powinniśmy przyswoić sobie w ciągu dnia tyle, ile nasi dziadkowie w ciągu całego ich życia, podstawowym zagadnieniem staje się ekonomika uwagi. Według Mistewicza nasze mózgi nie mają już „wolnych mocy przerobowych”. Mało tego. Mistewicz twierdzi, że umiera reklama. „Nie tylko dlatego, że przeciętny Europejczyk styka się każdego dnia z trzema tysiącami przekazów reklamowych – w windzie, taksówce, metrze, aptece, telewizji, w wyświetlaczu telefonu komórkowego, radiu i w miejscach, gdzie agencje próbują skraść mu jego ostatnie intymne chwile. Ale także dlatego, że reklama generując zgiełk, jednocześnie z utraconą wiarygodnością, nie jest w stanie wbić się w świadomość odbiorcy” - wyjaśnia spec od marketingu narracyjnego.
To dziś wyjątkowo trudne zadanie - wbić się w świadomość odbiorcy. Dotrzeć ze swoim przekazem do człowieka. Zadanie, przed którym stoją nie tylko politycy, specjaliści od reklamy, producenci towarów. Czasy mamy takie, że przed tym zadaniem stoi również Kościół.
„Kanał referencyjny - w dużym uproszczeniu: własne medium – może stworzyć dziś właściciel wyjątkowego, rzetelnego, świetnie przygotowanego „contentu” niekoniecznie z legitymacją dziennikarską czy zapleczem techniczno-organizacyjnym wielkiej redakcji” - uważa Mistewicz. Dzisiaj liczy się „kontent”, zawartość przekazu. Od jakości „kontentu” zależy skuteczność dotarcia z nim do adresata.
Kościół ma do przekazania człowiekowi dwudziestego pierwszego wieku ten sam „kontent” co zawsze - Dobrą Nowinę o zbawieniu. Jednak w naszych czasach wyjątkowo istotne jest nie tylko co ma się ludziom do przekazania, ale również, w jaki sposób się to robi. Wedle Mistewicza „kontent” powinien być wyjątkowy, rzetelny, świetnie przygotowany. Dodałbym jeszcze coś na podstawie własnych obserwacji - wyrazisty i jednoznaczny. Także w sferze wymagań, jakie rodzi pójście za Chrystusem.
Świetnie zdawali sobie z tego sprawę już Apostołowie, którzy w zderzeniu z problemem wymagań, jakie trzeba stawiać chrześcijanom pogańskiego pochodzenia, napisali po tzw. soborze jerozolimskim jasno i bez niedomówień: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne”, po czym wymienili w punktach, od czego maja się powstrzymać nowi uczniowie Jezusa Chrystusa. A sam Jezus tłumaczył uczniom: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”.
W dzisiejszych czasach wyrazistego i jednoznacznego przekazu od Kościoła oczekują zarówno wierzący, jak i niewierzący. Dlatego nie jest dobrze, gdy jedno kościelne gremium ogłasza jakieś dotyczące istotnej kwestii stwierdzenia, a następnego dnia przedstawiciel innego kościelnego gremium twierdzi, że wcześniejszy przekaz „ocenić można wyłącznie jako pogląd jej członków i apel do sumień wiernych, a nie jako deklarację doktrynalną”. Efekt jest taki, że jak to ocenił jeden ze znanych polskich księży, „I tak nie wiadomo, co ten biedny katolik ma z tymi dwoma stanowiskami zrobić...”. Zamiast zdecydowanego przekazu otrzymał alternatywę. Nie ma się co później dziwić, że coraz częściej katolicy, także w Polsce, podchodzą do nauczania Kościoła jak do półki z towarami w hipermarkecie. Wybierają sobie z niej to, co im bardziej wpadnie w oko, co odpowiada ich gotowości do ponoszenia kosztów, co bardziej zaspokaja ich aktualne potrzeby. Sam Kościół (przez swoje rozmaite gremia, instytucje i przedstawicieli) ich do takiej postawy zachęca i przyucza.
Dodatkowym elementem pogłębiającym chaos i zamęt jest to, co się w takich chwilach dzieje w mediach. Za wyjaśnianie stanowiska Kościoła zabierają się nie dobrze przygotowani znawcy teologii i kościelnych zasad, lecz rozmaite domorosłe autorytety, wykreowane przez media na ekspertów od Kościoła. Ich główną zaletą z punktu widzenia mediów jest skrajność postaw i głoszonych poglądów. W rezultacie otrzymujemy w mediach nie rzetelną dyskusję nad jakimś ważnym dla katolików zagadnieniem, lecz jedynie prezentację wybiórczych interpretacji w jedną lub w drugą stronę. Nic dobrego z tego nie wynika. Nadal „I tak nie wiadomo, co ten biedny katolik ma z tymi dwoma stanowiskami zrobić...”. Trudno mieć pretensje do mediów. Wydawcy mają w swoich komórkach bardzo krótkie listy reprezentantów Kościoła, gotowych kompetentnie i zrozumiale wytłumaczyć, o co w konkretnej sprawie chodzi i… wziąć pełną odpowiedzialność za swoje słowa.
Eryk Mistewicz twierdzi, że „Politycy (…) szukają własnych kanałów komunikacji z wyborcą, omijających medialne elity i "przekaźników informacji". Szukają takich sposobów dotarcia do finalnego odbiorcy ze swoim przekazem, aby ani publicyści, ani komentatorzy, ani eksperci nie stali im na drodze”. Myślę, że najwyższa pora, aby zaczął się tego również uczyć Kościół.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.