Prezydent USA Barack Obama udał się w piątek do Luizjany, na tereny katastrofy ekologicznej wywołanej eksplozją na platformie wiertniczej w Zatoce Meksykańskiej. Z uszkodzonego szybu do zatoki wyciekają codziennie dziesiątki tysięcy baryłek ropy naftowej.
Prezydent spotka się tam z emerytowanym dowódcą Straży Przybrzeżnej, admirałem Thadem Allenem, który zda mu relację z prac przy usuwaniu skutków katastrofy.
Zapozna się także z postępami prób podejmowanych przez koncern BP w celu zatamowania wycieku ropy metodą "top kill". Inżynierowie z BP, współpracujący z ekspertami rządowymi, zapowiadają, że w ciągu najbliższych 48 godzin będzie można ocenić, czy próba się powiodła.
Tymczasem w Waszyngtonie rozważa się, jakie polityczne skutki dla Obamy może mieć katastrofa, która - jak już wiadomo - przekracza rozmiarami osławiony wyciek ropy z tankowca Exxon Valdez u wybrzeży Alaski w 1989 r.
Na konferencji prasowej w czwartek prezydent podkreślał, że administracja "sprawuje kontrolę" nad sytuacją w związku z katastrofą. Zapewniał, że jest ona dla niego sprawą w pełni priorytetową i nawet wspomniał, że jego 10-letnia córka pyta go: "Tato, czy zatkałeś już tę dziurę?".
Przyznał jednak, że rząd ponosi część odpowiedzialności, ponieważ zbytnio zaufał koncernowi BP i nie zapewnił właściwego nadzoru nad nim. W rezultacie wydzierżawione przez tę firmę urządzenie wiertnicze nie miało odpowiednich zabezpieczeń, co doprowadziło do eksplozji, pożaru i zatonięcia platformy 20 kwietnia.
Podlegająca Ministerstwu Spraw Wewnętrznych agencja MMS, która nadzoruje przemysł naftowy, przymykała oczy na nieprawidłowości w zamian za prezenty. Zdymisjonowano jej szefową Elizabeth Birnbaum.
Republikańska opozycja krytykuje też administrację za zbyt powolną - jej zdaniem - reakcję na katastrofę.
Były główny strateg prezydenta Busha, Karl Rove, napisał w "Wall Street Journal", że wyciek w Zatoce Meksykańskiej będzie "Katriną Obamy". Nawiązywał do huraganu i powodzi w Nowym Orleanie w 2005 r., które obnażyły niekompetencję administracji George'a Busha w walce z klęskami żywiołowymi.
Według sondaży, w pierwszych tygodniach po wybuchu na platformie Deepwater Horizon zdecydowana większość Amerykanów uznawała, że jedynie koncern jest winien katastrofy. Ostatnio jednak sondaże pokazują spadek zaufania do rządu w usuwaniu jej skutków.
Do administracji mają pretensje mieszkańcy Luizjany i republikański gubernator tego stanu Bobby Jindal. Demokratyczna senator z Luizjany Mary Landrieu powiedziała, że prezydent "zapłaci, niestety, polityczną cenę" za katastrofę.
Andrzej Duda podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.
Filip Dębowski podpowiadał uczestnikom Festiwalu Kariery 2024, jak zadbać o higienę cyfrową.