Co najmniej 95 osób odniosło rany w wyniku eksplozji samochodu pułapki, do której doszło w środę rano przed komisariatem policji w stolicy Afganistanu Kabulu - poinformowało ministerstwo zdrowia tego kraju. Nie ma dotychczas informacji o ofiarach śmiertelnych.
Jak powiedział rzecznik MSW Nasrat Rahimi, przed komisariatem położonym na zachodzie miasta eksplodował samochód wyładowany materiałami wybuchowymi. W pobliżu znajduje się tam także szkoła wojskowa.
Według świadków po wybuchu słychać było strzały.
Z kolei rzecznik ministerstwa zdrowia Wahidullah Majer poinformował na Twitterze, że do szpitali przewieziono 95 rannych, w tym kobiety i dzieci.
Do przeprowadzenia zamachu przyznali się już talibowie. Po blisko 18 latach wojny w Afganistanie kontrolują oni obecnie połowę terytorium kraju.
Na początku lipca afgańscy politycy i talibowie zobowiązali się do stworzenia "mapy drogowej na rzecz pokoju" oraz rozpoczęcia kontrolowanego procesu pokojowego, jednak pod koniec lipca talibowie odmówili prowadzenia bezpośrednich rozmów z rządem centralnym w Kabulu.
We wtorek źródła wśród talibów informowały, że w toku ósmej rundy prowadzonych w Katarze rozmów z USA (bez przedstawicieli Kabulu) udało się rozstrzygnąć kwestie sporne w sprawie wycofania amerykańskich wojsk z Afganistanu i gwarancji ze strony talibów o zerwaniu relacji z innymi grupami ekstremistycznymi. Specjalny wysłannik USA do Afganistanu Zalmay Khalilzad poinformował o osiągnięciu "wspaniałego postępu", dodając, że liczy na osiągnięcie porozumienia do 1 września.
Należał do szkoły koranicznej uważanej za wylęgarnię islamistów.
Pod śniegiem nadal znajduje się 41 osób. Spośród uwolnionych 4 osoby są w stanie krytycznym.
W akcji przed parlamentem wzięło udział, według policji, ok. 300 tys. osób.
Jego stan lekarze określają już nie jako krytyczny, a złożony.
Przedstawił się jako twardy negocjator, a jednocześnie zaskarbił sympatię Trumpa.
Ponad 500 dzieci jest wśród 2700 przypadków cholery, zgłoszonych pomiędzy 1 stycznia a 24 lutego.