Rząd premiera Davida Camerona zrezygnował z planów reformy ustawodawstwa o następstwie brytyjskiego tronu. Miała ona otworzyć drogę do tronu także katolikom.
Plany te wysunął w zeszłym roku rząd kierowany przez laburzystę Gordona Browna. Wszczął on już rozmowy z przedstawicielami 15 krajów należących do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Ich zgoda na reformę tego, co dotyczy następstwa tronu, byłaby konieczna, gdyż również dla nich brytyjski monarcha jest głową państwa. Obowiązujące prawo w tej kwestii, tzw. Act of Settlement, wyklucza od następstwa tronu katolików, jak też osoby pozostające w związkach małżeńskich z członkami Kościoła katolickiego. Ponadto wymaga od monarchy popierania anglikanizmu. Ustawę wprowadzono w 1701 r., by zapobiec powrotowi panowania katolickiej dynastii Stuartów.
Krytycy planów reformy prawa następstwa tronu, które obecnie wycofał rząd kierowany przez konserwatystę Camerona, uważają, że zagrażałaby ona destabilizacją Kościoła anglikańskiego i samej monarchii. Zresztą również szereg osobistości katolickich wcale nie uważa takiej reformy za konieczną. Emerytowany arcybiskup Westminsteru kard. Cormac Murphy-O’Connor powiedział, że nie sądzi, by dla większości katolików była to ważna kwestia. Lord Jacob Rees-Mogg, katolicki parlamentarzysta z partii konserwatywnej, opowiedział się na łamach Timesa przeciw takiej reformie. Wyraził przy tym opinię, że „cokolwiek osłabia Kościół anglikański, osłabia chrześcijaństwo w Anglii”.
Bilans ofiar może jednak się zmienić, bo wiele innych osób jest rannych.
Tradycja niemal całkowicie zanikła w okresie PRL-u. Dziś odżyła.
Po przeliczeniu wyników z 99 proc. komisji: socjaldemokraci wyrywają. Ale...
Prezydent USA wcześniej wielokrotnie powtarzał, że nie ułaskawi swojego syna.
Franciszek włączył się w dyskusję nad forsowaną przez prezydenta Macrona legalizacją eutanazji.
To najpoważniejsze walki wewnątrz Syrii od 2020 r. Zginęło w nich już ponad 250 osób.