Już za życia Matka Teresa z Kalkuty była uważana za świętą, nie tylko przez katolików. Ludzie padali na kolana i całowali jej pomarszczone, spracowane dłonie. Widzieli w niej żywą ikonę Boga na ziemi i promień Jego miłości. „Módl się za mnie” – prosiła z uśmiechem każdego, kto ściskał jej nieustannie ciepłą dłoń.
Śmieję się więcej, niż cierpię
Zdrowy rozsądek, poczucie humoru, odwaga, zapał, rozmodlenie, miłosierdzie – takie cechy widziano w s. Teresie, gdy w 1937 r. składała śluby wieczyste. „Jaka byłam szczęśliwa, że mogę z własnej woli podłożyć ogień pod swoją ofiarę. Teraz [jestem] Jego, i to na całą wieczność!” – zapisała na gorąco swe wrażenia. Jednak o jej głębokim zjednoczeniu z Jezusem wiedzieli tylko spowiednicy.
Swemu dawnemu proboszczowi ze Skopje, o. Franjo Jambrekoviciowi zwierzała się w liście, że choć jest „szczęśliwsza niż kiedykolwiek”, to dużo częściej ma za swą towarzyszkę ciemność. „A kiedy noc staje się bardzo gęsta i mam wrażenie, że skończę w piekle, wtedy po prostu ofiarowuję się Jezusowi. Jeśli On chce, żebym tam była – jestem gotowa, ale tylko pod warunkiem, że to Go naprawdę uszczęśliwi. (...) Niech jednak Ojciec nie myśli, że tylko cierpię. O nie, śmieję się więcej, niż cierpię, tak że niektórzy doszli do wniosku, że jestem rozpieszczoną oblubienicą Jezusa, która mieszka z Jezusem w Nazarecie, z dala od Kalwarii”.
Po raz pierwszy wspomniała wówczas o ciemności, objawiającej się brakiem poczucia obecności Boga i bolesną tęsknotą za Nim, aż po duchową oschłość. Bóg powoli wprowadzał ja na ten etap życia mistycznego, który św. Jan od Krzyża nazywał „nocą ciemną”: „nocą zmysłów” i „nocą ducha”, poprzez które oczyszcza On człowieka z wszelkiej duchowej niedoskonałości.
„Chcę być cała tylko dla Jezusa – naprawdę, a nie tylko z imienia i ubioru – zapewniała. – Wiele razy wychodzi odwrotnie, tak że moje przewielebne «ja» zajmuje najważniejsze miejsce. Wciąż ta sama, pełna pychy Gonxha. Tylko jedno się zmieniło: moja miłość do Chrystusa, oddałabym dla Niego wszystko, nawet własne życie”.
Skarżyła się na swą pychę, z którą walczyła, a w tym samym czasie jej współsiostry podziwiały jej...pokorę. „Myślę, że Jezus bardzo kocha s. Teresę. Jesteśmy w tym samym domu. Widzę, jak ona codziennie stara się we wszystkim sprawić radość Jezusowi. Ma mnóstwo pracy, ale się nie oszczędza. Jest bardzo pokorna. Drogo ją kosztowało, by to osiągnąć, ale myślę, że Bóg wybrał ją do wielkich dzieł. Wprawdzie to, co robi, to całkiem zwyczajne rzeczy, ale doskonałość, z jaką to robi, jest właśnie tym, czego od nas żąda Jezus” – pisała w 1937 r. s. Gabrielle.
Jedną z tych „całkiem zwyczajnych rzeczy” były odwiedziny ubogich w kalkuckich slumsach. Chodziła tam co niedziela. „Nie mogę im pomóc, ponieważ nic nie mam, ale idę dawać im radość – opowiadała w liście do pisma „Katoličke Misije” w 1937 r., poruszona skrajną nędzą ich mieszkańców. – Widziałam, jak są szczęśliwi, że ich odwiedziłam”. Kiedyś jedna z ubogich kobiet poprosiła: „Przyjdź jeszcze! Twój uśmiech sprowadził słońce do tego domu!”. Wracając do klasztoru s. Teresa modliła się: „Boże, jak łatwo ich uszczęśliwiam! Daj mi siłę, żebym zawsze była światłem w ich życiu i w ten sposób prowadziła ich do Ciebie!”. Czy przeczuwała, że 11 lat później odda im całe swe życie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.