Już za życia Matka Teresa z Kalkuty była uważana za świętą, nie tylko przez katolików. Ludzie padali na kolana i całowali jej pomarszczone, spracowane dłonie. Widzieli w niej żywą ikonę Boga na ziemi i promień Jego miłości. „Módl się za mnie” – prosiła z uśmiechem każdego, kto ściskał jej nieustannie ciepłą dłoń.
Doświadczenia mistyczne
Krok po kroku Bóg przygotowywał ją do jeszcze większej misji. Wracając pociągiem z rekolekcji w Dardżylingu do Kalkuty 10 września 1946 r. s. Teresa doświadczyła mistycznego spotkania z Chrystusem: „Usłyszałam wezwanie, aby porzucić wszystko i pójść za Nim do slumsów, służąc Mu pośród najbiedniejszych z biednych”. Z czasem uznała ten dzień za początek Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości.
Aż do połowy 1947 r. rozmawiała z Jezusem, który nazywał ją swoją małą oblubienicą. Prosił: „Zanieś Mnie do nor tych biedaków. Pójdź, bądź moim światłem”. „Potrzebuję indyjskich zakonnic, ofiar mojej miłości, które będą Marią i Martą. Które będą tak mocno zjednoczone ze Mną, że będą promieniować moją miłością na dusze. (...) Czy odmówisz Mi tego?” – pytał Chrystus.
Utwierdzał ją: „Przyjechałaś do Indii dla Mnie. (...) Będziesz nosić proste indyjskie ubranie, albo raczej takie, jakie nosiła moja Matka – proste i ubogie. (...) Twoje sari stanie się święte, ponieważ będzie moim symbolem. (...) Potrzebuję indyjskich zakonnic, Misjonarek Miłości, które by były moim ogniem miłości wśród biednych, chorych, umierających (...) Nie bój się – będę zawsze z tobą. (...) Pozwól Mi działać. Nie odmawiaj Mi. Zaufaj Mi z miłością, zaufaj Mi ślepo”. Tak więc to nie Matka Teresa wymyśliła nazwę ani habit swego zgromadzenia. Wszystko otrzymała od Jezusa.
„Wszyscy uznają, że jestem szalona – po tylu latach zaczynać coś, co przyniesie mi w większości tylko cierpienie” – zwierzała się w styczniu 1947 r. arcybiskupowi Kalkuty, Ferdinand’owi Pérrier’owi. Ale skoro Jezus ją wzywał, by „być Hinduską, żyć z nimi, jak oni, tak żeby trafiać ludziom do serc”, to ona pragnęła „być naprawdę tylko Jego, spłonąć zupełnie dla Niego i dla dusz”.
Rozmawiała o tym ze swoim spowiednikiem, o. Céleste’m Van Exemem. Ich długie i częste spotkania wydały się w klasztorze podejrzane. W połowie stycznia 1947 r. została więc przeniesiona z Kalkuty do odległego o 220 km Asansolu, gdzie nadal była nauczycielką (hindi, bengalskiego, higieny i geografii). Jednak już w lipcu decyzja została zweryfikowana i s. Teresa wróciła do Kalkuty.
Wykorzystała ten czas, by sprecyzować program nowego zgromadzenia. Zadaniem sióstr miało być „zaspokajanie pragnienia Jezusa Chrystusa na krzyżu, pragnienia miłości i dusz”. „«Pragnę» – tłumaczyła – to znacznie głębsze słowo, niż gdyby Jezus powiedział po prostu: «Kocham was». Dopóki nie będziecie wiedzieli, i to w bardzo osobisty sposób, że Jezus was pragnie, nie będziecie w stanie poznać tego, kim On chce dla was być. Ani tego, kim chce, abyście wy byli dla Niego”.
„Siostry dzięki czterem ślubom absolutnego ubóstwa, czystości, posłuszeństwa i miłości do ubogich bez ustanku zaspokajają pragnącego Boga swoją miłością i miłością dusz, które do Niego przyprowadzają” – takie słowa znalazły się w objaśnieniu pierwotnych konstytucji zgromadzenia.
Początkowo siostry miały „nieść Chrystusa do domów i na ulice slumsów”, do chorych, umierających, żebraków i „dzieci ulicy”. Z czasem cel się rozszerzył – stała się nim „praca zmierzająca do zbawiania i uświęcania najuboższych z ubogich, nie tylko w slumsach, ale także na całym świecie, gdziekolwiek mogą być”. Misjonarki Miłości miały troszczyć się o tych, którzy „cierpią nie tylko z powodu braku jedzenia, lekarstw, ubrania i dachu nad głową, ale także z powodu braku uśmiechu, miłego słowa i obecności przyjaciela” – mówi ich obecna przełożona generalna, s. Prema Pierick. Chodziło więc – tłumaczy o. Kolodiejchuk – o „niestrudzony wysiłek niesienia pomocy każdemu człowiekowi, by spotkał się z nieskończoną miłością Boga i poznawszy Go, kochał Go i służył Mu w zamian, a przez to osiągnął szczęśliwość nieba”.
Siostry miały to robić „wchodząc pomiędzy ludzi, pielęgnując chorych w ich domach, pomagając umierającym pojednać się z Bogiem, mając małe bezpłatne szkoły dla dzieci w slumsach, odwiedzając ubogich w szpitalach i pomagając żebrakom prowadzić godne życie. (...) Jeśli liczba sióstr na to pozwoli, będziemy też miały dom dla kalek, ślepców, wyrzutków społeczeństwa”.
W sierpniu spowiednik s. Teresy pisał do arcybiskupa: „Nasz Pan wyniósł tę zakonnicę do stanu wyższej modlitwy; nie było może wprost ekstazy, ale został osiągnięty stan bezpośrednio poprzedzający ekstazę”. Sama zresztą przyznała, że w Asansolu „nasz Pan jak gdyby po prostu dał mi siebie – w pełni. Słodycz i pocieszenie, i zjednoczenie tych sześciu miesięcy przeminęły jednak zbyt szybko”. Stała na progu zjednoczenia z Bogiem – u szczytu życia duchowego.
Ujawnił się też wtedy eucharystyczny rys jej duchowości, charakterystyczny dla Misjonarek Miłości: „Czasami Najświętszy Sakrament tak bardzo mnie pociągał. Nie mogłam się doczekać Komunii Świętej. Noc po nocy sen mnie opuszczał i tylko spędzałam te godziny, tęskniąc do Jego przyjścia. To się zaczęło w Asansolu w lutym, a teraz co noc przez godzinę albo dwie (...) ta sama tęsknota przerywa mi sen”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.