Ok. dwóch tysięcy osób zebrało się w piątek wieczorem, pięć miesięcy po katastrofie smoleńskiej pod Pałacem Prezydenckim. Wśród nich uczestnicy "marszu pamięci", w tym prezes PiS Jarosław Kaczyński. Zaapelował on do prezydenta Bronisława Komorowskiego o rozwiązanie sprawy krzyża na Krakowskim Przedmieściu oraz pomnika ofiar.
Policja nie odnotowała poważniejszych incydentów. Po godz. 23 zaczęła przywracać ruch na Krakowskim Przedmieściu. Rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński powiedział, że przed północą nikt z uczestników zgromadzenia nie powiadomił policji o popełnieniu przestępstwa.
Z informacji na stronie internetowej urzędu miasta wynika, że zamiar wieczornego przemarszu zgłosiła osoba prywatna. Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP w ratuszu, marsz zgłosił redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz, który poinformował władze miasta, że weźmie w nim udział tysiąc osób.
W przemówieniu do zebranych pod Pałacem Prezydenckim Kaczyński nawiązał do sprawy krzyża i pomnika. "Apeluję do Bronisława Komorowskiego, by podjął w tej sprawie decyzję, by skłonił do podjęcia decyzji swoich politycznych przyjaciół. Ta sytuacja musi się skończyć, ale musi się skończyć z honorem. Mamy prawo tego oczekiwać" - powiedział w piątek były premier.
Kaczyński mówił też, że jego formacja musi walczyć o Polskę, ale musi to robić razem z Kościołem. "Dlatego sprawa tego krzyża musi być załatwiona razem z Kościołem" - podkreślił prezes PiS.
- "Jest to możliwe. Jest komitet budowy krzyża, który ma bardzo interesujące propozycje. Jest możliwość uzyskania takiego stanu, który będzie do przyjęcia - jak sądzę - dla wszystkich, który będzie oddaniem honoru tym, którzy tutaj, można powiedzieć, walczyli, byli bici, obrażani, a także tym, którzy mają niekiedy inne poglądy (...). Problem polega na tym, że wszystkie karty ma tutaj władza" - ocenił Kaczyński, nie precyzując, o które projekty budowy pomnika mu chodzi.
W lipcu Kaczyński mówił, że krzyż sprzed Pałacu można przenieść dopiero wtedy, kiedy stanie tam pomnik upamiętniający ofiary katastrofy.
Podsumowując manifestację, Kaczyński powiedział, że ludziom jego pokolenia przypomina ona marsze z lat 80., a nawet 1968 r.
Przed marszem w warszawskiej archikatedrze pw. św. Jana Chrzciciela odbyła się msza św. w intencji ofiar.
Uczestnicy marszu nieśli ze sobą polskie flagi, pochodnie i zapalone znicze, a także transparenty z hasłami: "Czekamy na pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej", "Piąty miesiąc mija. Czy to Polska czy Rossija". Pod krzyżem odśpiewano m.in. hymn państwowy. Część osób skandowała "Krzyże do góry, różańce w dłoń. Bolszewika goń, goń goń".
Od krzyża, który postawiono w czasie żałoby ogłoszonej po katastrofie, zgromadzonych przed Pałacem oddzielały barierki policyjne. Stanął przy nich prezes PiS, towarzyszył mu m.in. szef zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską Antoni Macierewicz.
Lider PiS pytał, dlaczego krzyż jest zastawiony policyjnymi barierkami. "Jako prawnik muszę postawić pytanie, na jakiej podstawie ta część chodnika Krakowskiego Przedmieścia została wyłączona z ruchu, na jakiej podstawie ci policjanci, którzy tu stoją, którzy są tak potrzebni w innych częściach Warszawy (...), strzegą tego miejsca" - pytał Kaczyński.
Pytany o to przez PAP rzecznik komendanta stołecznego policji Karczyński zaznaczył, że obowiązkiem policji jest dbanie o bezpieczeństwo. "W tym miejscu gromadzi się wiele osób. Doszło też już do kilku incydentów, przyszedł tu m.in. mężczyzna z rozbrojonym granatem, zbezczeszczono pamiątkową tablicę. Dlatego są policyjne barierki, by nie dochodziło do podobnych sytuacji" - podkreślił.
Pod Pałacem Prezydenckim zebrali się także przeciwnicy pozostawienia krzyża na Krakowskim Przedmieściu. W tłumie słychać było m.in. okrzyki: "Jest krzyż, jest impreza", "Inkwizycja". Doszło też do kilku - jak podkreśla policja - drobnych incydentów; jednego mężczyznę przewieziono na komendę.
Wiele osób, które zgromadziły się pod pałacem robiło zdjęcia. Ci, którzy uczestniczyli w mszy i "marszu pamięci", zapalali znicze pod policyjnymi barierkami. Powkładali też w nie białe i czerwone kwiaty oraz flagi.
W czwartek pojawiła się nowa inicjatywa ws. krzyża. Bliscy 28 ofiar w liście otwartym do prezydentowej Anny Komorowskiej poprosili o pomoc w zorganizowaniu pielgrzymki do Smoleńska, do której miałoby dojść 10 października, pół roku po tragedii. Zaproponowali też zabranie tam krzyża sprzed pałacu. W piątek po południu przebywający na Łotwie prezydent powiedział dziennikarzom, że "całym sercem i całą duszą" popiera tę inicjatywę. Żona prezydenta zadeklarowała udział w takiej pielgrzymce.
Na początku września prezydent podkreślał, że nie ma zastrzeżeń do stawiania pomnika w innym miejscu niż przed Pałacem. "Ale co nagle, to po diable. Spokojnie, to nie jest sprawa, którą rozstrzyga się z gorącymi głowami" - mówił wówczas.
Przeciwnicy przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego domagają się postawienia pomnika na miejscu krzyża po jego przeniesieniu. Monument miałby przedstawiać 96 dłoni w różnych gestach, oplatających obelisk; autorem projektu jest Maksymilian Biskupski. Zwolennicy tego rodzaju upamiętnienia nie godzą się na inną lokalizację pomnika.
O tym, że w otoczeniu Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu nie ma zgody konserwatora zabytków na pomnik, wielokrotnie mówiła prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz. W ocenie Gronkiewicz-Waltz o pomniku ku czci ofiar smoleńskich powinni zdecydować warszawiacy. Dlatego prezydent stolicy o ich opinię zapytać zamierza za pomocą barometru warszawskiego, ale po jesiennych wyborach samorządowych, by - jak zaznaczyła - sprawa krzyża nie była elementem kampanii.
W katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria.
"Ta sytuacja musi się skończyć, ale musi się skończyć z honorem" - podkreślił brat zmarłego prezydenta, który uczestniczył w piątek wieczorem w "marszu pamięci" ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej.
Kaczyński mówił o tym do zebranych pod Pałacem Prezydenckim. "Musimy walczyć o Polskę, ale nie możemy walczyć o Polskę inaczej niż razem z Kościołem i dlatego sprawa tego krzyża musi być załatwiona razem z Kościołem" - mówił prezes PiS.
"Jest to możliwe. Jest komitet budowy krzyża, który ma bardzo interesujące propozycje. Jest możliwość uzyskania takiego stanu, który będzie do przyjęcia - jak sądzę - dla wszystkich, który będzie oddaniem honoru tym, którzy tutaj, można powiedzieć, walczyli, byli bici, obrażani, a także tym, którzy mają niekiedy inne poglądy" - ocenił Kaczyński, nie precyzując, o które projekty budowy pomnika mu chodzi. Dodał, że "problem polega na tym, że wszystkie karty ma tutaj władza".
"Apeluję do Bronisława Komorowskiego, by podjął w tej sprawie decyzję, by skłonił do podjęcia decyzji swoich politycznych przyjaciół. Ta sytuacja musi się skończyć, ale musi się skończyć z honorem. Mamy prawo tego oczekiwać" - powiedział były premier.
Na zakończenie zaapelował do zebranych o spokojne rozejście się: " A teraz czas po tej pięknej manifestacji, która ludziom mojego pokolenia przypomina lata 80., a nawet 1968 r., czas spokojnie rozejść się do domów".
Kaczyński na początku przemówienia zaznaczył, że mówi nie jako polityk, ale jako obywatel, "jako jeden z setek ludzi, dla których ta katastrofa była także straszliwym przeżyciem osobistym", a także jako prawnik.
"Jako prawnik musze postawić pytanie, na jakiej podstawie ta część chodnika Krakowskiego Przedmieścia została wyłączona z ruchu, na jakiej podstawie ci policjanci, którzy tu stoją, którzy są tak potrzebni w innych częściach Warszawy (...), strzegą tego miejsca" - pytał lider premier.
W jego opinii należy znaleźć decyzję administracyjną w tej sprawie i zaskarżyć ją do sądu. "Będziemy szli tą drogą" - zapewnił.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.