Poseł PO Jarosław Gowin ocenia, że sobotnia wizyta prezydenta, premiera i marszałka Sejmu w Łodzi ma wymiar symboliczny, choć nie przełomowy, bo zabrakło tam liderów opozycji. Podobnie uważa prezydencki doradca Henryk Wujec. Wiceprezes PiS Zbigniew Ziobro wątpi w szczerość gestu.
Prezydent Bronisław Komorowski, marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna i premier Donald Tusk w sobotę rano przyjechali z niezapowiedzianą wizytą do Łodzi. Złożyli kwiaty i zapalili znicze przed siedzibą PiS, gdzie we wtorek został zastrzelony Marek Rosiak, a Paweł Kowalski został ciężko raniony nożem.
Wiceprezes PiS, eurodeputowany Zbigniew Ziobro przyznał, że chciałby, by doszło do przełomu w polskiej polityce. "Czy to będzie początek? Jest wiele wątpliwości, czy rzeczywiście tak będzie" - powiedział w "Śniadaniu w Trójce".
"Gesty są ważną rzeczą w relacjach międzyludzkich, wtedy, gdy następuje konflikt, gdy dochodzi do sporu. Gest mają swoją wymowę i znaczenie, ale pod jednym warunkiem, że są to gesty pełne treści, a nie są to pozory, które mają ukryć rzeczywiste intencje i wolę takiej lub innej postawy, niezależnie czy mówimy o sporze sąsiadów, o jakiejś awanturze w rodzinie, czy też o konflikcie w polityce" - powiedział Ziobro.
Zaznaczył, że ten konkretny gest - złożenie kwiatów przez prezydenta, premiera i marszałka Sejmu - należałoby odczytywać poprzez "konkretne działania, jakie rządzący dziś w Polsce będą podejmować i w stosunku do tych wszystkich, którzy są w pozycji słabszej w stosunku do rządzących". "Rodzi się pytanie, czy rzeczywiście jest to gest szczery?" - zastanawiał się Ziorbo.
Podkreślił, że trzeba ten gest odczytywać również w kontekście tego, co działo się wcześniej. "Wcześniejsze działania i słowa, które padały, nie do końca do mnie trafiały (..) Miałem wrażenie, że trochę jest w tym pewnej dozy raczej teatru; choćby te słynne przeprosiny pana prezydenta Komorowskiego, który bił się przy okazji w cudze piersi. Czy to było szczere? Wiele osób z różnych opcji politycznych z pewnym niesmakiem komentowało tę wypowiedź, a była szansa, by pan prezydent zrobił coś przełomowego - wykonał gest, który zostałby odczytany jako szczery, a nie tylko jako teatralny, czy polityczny. Rodzi się pytanie o to, co się dziś zdarzyło pod biurem łódzkim, czy to jest kwestia odczytywania sondaży, co przecież wielokrotnie miało miejsce w Polsce, polityki miłości, za którą szła pałka?" - mówił Ziobro.
Poseł PO Jarosław Gowin, pytany czy po zabójstwie w Łodzi politycy rzeczywiście dążą do obniżenia poziomu agresji i poprawienia jakości życia politycznego, powiedział, że "przełomu nie ma". "Potwierdzają to między innymi słowa wypowiedziane przed chwilą przez pana ministra Ziobrę". "Wizyta trzech najważniejszych osób w państwie przed biurem, w którym zamordowano niewinnego człowieka to jest akt symboliczny, ale o przełomie można byłoby mówić, gdyby razem z Bronisławem Komorowskim, Donaldem Tuskiem i Grzegorzem Schetyną, pojawił się tam Jarosław Kaczyński, pojawili się liderzy innych partii".
Także doradca prezydenta Henryk Wujec podkreślił, że ważne i dobre jest to, że do takiego gestu doszło, ale - jak zaznaczył - "chęć szukania pojednania musi być z każdej strony". "Nie może to być jednostronne" - zaznaczył.
Pozytywnie złożenie kwiatów ocenił też eurodeputowany SLD Janusz Zemke. "Oceniam gesty w polityce bardzo pozytywnie, bo jednak polityka, tak jak dyplomacja, polega na tym, co się robi, na tym, co się mówi, ale i na pewnych gestach. Ja ten gest doceniam". Jednocześnie mówił, że "prezydent państwa powinien być w swoich gestach dość umiarkowany". "Wszystko powinno mieć rozsądne granice (...) Prezydent powinien być oszczędny w słowach i gestach, bo wtedy mają one swoją wagę" - dodał.
Przełomu w polskiej polityce nie dostrzega też eurodeputowany PSL Janusz Kalinowski. "Nie ma przełomu i niestety trudno się spodziewać, że coś się zmieni" - powiedział. "Już godzinę po zbrodni Jarosław Kaczyński obarczał winą Platformę Obywatelską, a chwilę potem Stefan Niesiołowski kierował Jarosława Kaczyńskiego na leczenie" - powiedział Kalinowski w radiowej "Trójce".
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.