Kierownictwo Szkoły Policji Katowicach stara się ustalić autorów pokazanego w mediach filmu z zarejestrowanymi ćwiczeniami kursantów - powiedział w czwartek wykładowca szkoły, który przyznaje się do upublicznienia tego materiału, podinspektor Jacek Kosmaty.
"Chcemy wieloaspektowo wyjaśnić tę sytuację, ale nie ma żadnego polowania na czarownice" - zapewniła PAP rzeczniczka Szkoły Policji w Katowicach młodsza inspektor Dorota Matys. Zapowiada, że będzie się domagała sprostowania od niektórych mediów przedstawiających tę sprawę.
Film, na którym zarejestrowano jak kursanci podczas ćwiczeń w miasteczku symulacyjnym Szkoły Policji pchają radiowozy i inny samochód, zamieściła w środę na swojej stronie gazeta.pl. Później pokazały go stacje telewizyjne. Kursanci ćwiczyli zatrzymanie pojazdu i wyprowadzenie z niego uciekiniera. Według komentarzy m.in. słyszanych na filmie ćwiczenia w szkole wyglądają tak z powodu oszczędności.
"Pokazano szkołę w ośmieszający sposób, a nie problem, który należy rozwiązać. To nie jest śmieszne, to jest wręcz tragiczne, tragikomiczne" - podkreśla Kosmaty, który w czwartek spotkał się z dziennikarzami.
"Po pokazaniu tego materiału było wiele głosów - jedni się śmiali, inni wyrażali pobłażliwość, ale wszyscy widzieli pewien absurd. Natomiast moi przełożeni skupiają się na ustaleniu, kto prowadził zajęcia, które zarejestrowano, czy były prowadzone prawidłowo, z którego okna nagrano filmik, kto nagrywał, czy na lekcji, czy podczas przerwy" - dodał Kosmaty.
"Nie patrzy się na sam absurd, który pokazano w tym filmie - że to jest skutek działań począwszy od komendy głównej, która zmusiła nas do oszczędności. Szuka się winnych powstania filmu, szuka się winy tych, którzy prowadzili te zajęcia, a przecież ci ludzie zasługują na pochwałę - że im się chce, mimo wszystko" - podkreślił podinspektor.
Jak oświadczył, chce wziąć całą tę sprawę na siebie, bo to on upublicznił film. Zapewnia, że film przesłano mu e-mailem, on sam z jego powstaniem nie ma nic wspólnego. Podinspektor powiedział, że osoby, które mogą coś wiedzieć na temat zarejestrowania ćwiczeń, są rozpytywane. On sam został poproszony o napisanie notatki służbowej na ten temat.
Matys potwierdziła, że trzy osoby - wśród nich Kosmaty - zostały poproszone o przygotowanie notatki służbowej. Zarzuca Kosmatemu, że wypowiadał się w tej sprawie w mediach bez upoważnienia.
Kosmaty - do niedawna rzecznik Szkoły Policji, a dziś wykładowca i szef związków zawodowych w Szkole - od miesięcy publikuje teksty poświęcone trudnej sytuacji w uczelni i całej policji, rozmawia na ten temat z dziennikarzami, stara się doprowadzić do debaty na temat zmian systemowych. Wysłał list otwarty do premiera, o trudnej sytuacji alarmował parlamentarzystów, poprosił o spotkanie z komendantem głównym.
Ponieważ nie przyniosło to efektów, przyznaje że postanowił doprowadzić do "wstrząsu", publikując film (wcześniej wysłał go do kancelarii premiera). Zaznaczył jednak, że spodziewał się innej reakcji.
Zaznacza też, że nie chce dyskredytować szkoły, w której pracują świetni fachowcy. Chce zwrócić uwagę na - jak sam mówi - "absurdalne" oszczędności. "Doprowadziły one do tego, że radiowozy, które jeszcze przed rokiem podczas ćwiczeń jeździły na sygnałach, teraz zostały wyrejestrowane, by nie generować kosztów" - mówi.
W opinii Matys to, co zostało zarejestrowane na filmiku zostało błędnie zinterpretowane i nie można tego łączyć z oszczędnościami. "Od kilku lat w celu prowadzenia zajęć pozyskujemy wraki samochodów, wycofywane z jednostek terenowych (...) Wszystkie one są niesprawnie technicznie, czasem bez silników, nawet gdyby nalać do nich paliwa, nie zostaną uruchomione" - powiedziała.
Na upublicznionym filmiku widać, jak owe "pomoce dydaktyczne" były ustawiane w miejscu, gdzie miały być przeprowadzone zajęcia - przekonywała.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.