Spora grupa polskich lekkoatletów jest już w ośrodku Zao Bodaira, 400 km od Tokio. "Z każdej strony widać las. Otrzymaliśmy informację, że są tam niedźwiedzie. Jeśli ktoś planuje trening w terenie, to musi zabrać ze sobą odstraszający dzwonek" - powiedziała PAP Małgorzata Hołub-Kowalik.
Podpora polskiej sztafety 4x400 m przekazała, że jak na razie w japońskim ośrodku lekkoatleci mają wszystko, co jest im niezbędne do ostatnich szlifów formy.
"Pogoda nas przygotowuje do tego, co będzie w Tokio. Jest słonecznie i gorąco. Byłam w tym ośrodku sześć lat temu przed MŚ w Pekinie, więc wiedziałam, jak to wygląda. Jedzenie jest przyzwoite, pokoje również" - dodała lekkoatletka.
Razem z koleżankami ze sztafety właśnie w Tokio Hołub-Kowalik chce spełnić sen o olimpijskim medalu. Krążek w Tokio byłby dla niej dziesiątym zdobytym na seniorskiej imprezie międzynarodowej w biegu rozstawnym.
"Na razie najbardziej w Japonii zaskakuje nas to, że od godziny 19.30 za oknem jest całkowicie ciemno. W okolicy z każdej strony widać las. Dzisiaj otrzymaliśmy informację, że są tam niedźwiedzie, więc jeżeli ktoś planuje trening w terenie, to musi zabrać ze sobą odstraszający dzwonek" - powiedziała specjalistka od dystansu jednego okrążenia.
Przyznała, że na ostatnim obozie przed przeniesieniem się do wioski olimpijskiej nie ma już miejsca na katorżniczy trening, ale na ostatnie szlify i odpoczynek.
"W wolnych chwilach planujemy zagrać w gry planszowe. Z tego, co wiem, to będą tym razem tajniacy, party-mix i mafia" - dodała Hołub-Kowalik.
Atmosfera w kadrze jest bojowa, bo "Aniołki Matusińskiego" doskonale wiedzą, że najpiękniejszym zwieńczeniem ich ogromnych sukcesów na arenie międzynarodowej w ostatnich latach byłoby miejsce na olimpijskim podium.
Igrzyska w Tokio rozpoczną się 23 lipca, a zawody lekkoatletyczne tydzień później. Koniec zmagań zaplanowano na 8 sierpnia.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.