Co myślimy naprawdę?

Maria Sołowiej Maria Sołowiej

publikacja 31.05.2025 06:00

Nie dajemy świadectwa – my jako Kościół, jako wspólnota.

Słoneczko za oknem zaczyna świecić a mnie jakoś przypominają się późnojesienne scenki sprzed kilku lat, z okresu tzw. czarnych marszów.

Scenka pierwsza. Idę ulicą ubrana na czarno. Młode dziewczyny patrzą z uznaniem i uśmiechają się. Babcia, a też po naszej stronie. Czy mam napisać sobie na kurtce: „Kobiety, mama mi zmarła”?  Czuję się okradziona z czytelnego przez wieki symbolu żałoby.

Scenka druga. Młodzi małżonkowie siedzą w samochodzie, w ramach czarnego protestu blokując uliczny ruch. Na tylnym siedzeniu śpi kilkuletni Oluś. Dobrze, że nie ma pojęcia, że rodzice właśnie walczą dzielnie o możliwość uśmiercenia jego młodszego braciszka czy siostrzyczki.

I trzecia scenka, która najmocniej utkwiła mi w pamięci, choć nie byłam jej świadkiem, znam ją tylko z czyjegoś przekazu. Mężczyźni kordonem opasali kościół, spodziewając się wieczornego ataku. Nadciąga spory tłumek, a w nim małolaty z miejscowej dzielnicy cudów. Dziewczyny podchodzą bliżej i z pewnym zdziwieniem rozpoznają wśród mężczyzn swojego wychowawcę, bodaj ze świetlicy. „Pan tu z nami?” – pada pytanie. „Nie, przeciw wam”- brzmi odpowiedź.

I tu ruszyć można z refleksją czy sformułowanie „przeciw wam” jest właściwie, skoro  broniąc kościoła (i tego z małej i dużej litery), a także życia nienarodzonych, bronimy także atakujących – przed popełnieniem zła.

No i przede wszystkim trochę pomędrkować na temat jakości naszego świadectwa. Koniecznie „naszego”. Bo jakże to – pracujemy z dziećmi, młodzieżą, rozmawiamy z dorosłymi, a po wszystkich tych rozmowach inni wokół nas nie mają absolutnie pojęcia o naszych poglądach? Nie dajemy świadectwa – my jako Kościół, jako wspólnota. Takie zgrabne „my,” dzięki któremu odpowiedzialność się rozmywa, są wszyscy i nikt, a najmniej ten, kto przemawia, pisze, wzywa do przemyślenia, bije się w „nasze” piersi.

Na szczęście życie dopisało tu niespodziewane zakończenie. Siedzimy sobie we trójkę: moja znajoma, jej córka a moja chrześnica Asia i ja. Niedawno powiedziałam Asi, że piszę komentarze na portalu wiara.pl z nadzieją, że może przeczyta. Zapisała, przeczytała. A teraz siedząc naprzeciw mnie, uśmiechając się figlarnie, mówi: „No, ciotka, nareszcie wiemy, co naprawdę myślisz.”

 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama