Raporty polskiej i rosyjskiej komisji ws. katastrofy smoleńskiej będą w części dot. m.in. działań załogi zbieżne - powiedział PAP płk Edmund Klich. Jak dodał, zgadza się z tezą, że więcej problemów mających wpływ na tragedię było po stronie polskiej.
Polski przedstawiciel akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym MAK powiedział PAP, że jego zdaniem jest szansa na wyjaśnienie wszystkich okoliczności katastrofy. "Może być jednak tak, że pewne elementy nie będą precyzyjnie udokumentowane i w niektórych zagadnieniach trzeba będzie użyć słowa prawdopodobnie" - dodał.
Odniósł się też do swojej wcześniejszej wypowiedzi w "Kropce nad i" w TVN24, w której stwierdził, że jeśli polskie stanowisko do projektu MAK nie zostanie uwzględnione, Polska napisze własny raport. "Doszło do pewnego nieporozumienia. Dwa raporty od razu były planowane. Normalnie byłoby jednak tak, że w całości byłyby zgodne, a raport polskiej komisji (przewodniczy jej szef MSWiA Jerzy Miller - PAP) mógłby być rozszerzony o pewne sprawy wewnętrzne np. informacje dotyczące początkowej fazy związanej z wylotem" - zaznaczył Klich.
Jak dodał, biorąc pod uwagę treść projektu raportu MAK, do którego w połowie grudnia odniosła się polska komisja, może dojść jednak do sytuacji, że raporty będą się różnić w części dotyczącej działań strony rosyjskiej, czyli kontrolerów. "Jeśli nie uwzględnią naszych uwag, kwestie te w raporcie rosyjskim mogą zostać pominięte a znajdą się w raporcie polskiej komisji" - zaznaczył pułkownik.
Dodał, że jego zdaniem w raporcie dotyczącym katastrofy powinna znaleźć się pełna analiza, ocena działania kontrolerów, ich rozmów zewnętrznych i tego, jaki miały one wpływ na ich ostateczną decyzję, czyli na zgodę na wykonanie przez polski samolot próbnego podejścia do lądowania. "Tego w projekcie raportu MAK brakuje. Brak tej analizy świadczy o nieprofesjonalnym podejściu strony rosyjskiej" - zaznaczył.
Ocenił jednak, że mimo to w części oba raporty będą zbieżne. "Ocena działań naszej załogi, ocena całego lotu powinna być zbieżna. Tu jest tyle materiałów obiektywnych, że wprowadzanie jakichś zmian czy rozbieżności świadczyłoby o nie profesjonalizmie, próbie ukrycia czegoś lub nadinterpretacji. Różnica może wynikać tylko z oceny działań rosyjskich kontrolerów" - podkreślił polski przedstawiciel.
Klich dodał również, że wszystkie zastrzeżenia polskie do projektu MAK dotyczyły kwestii związanych z działaniem i oceną działania kontrolerów, w tym braku dokumentów.
"To jest bardzo istotny problem. Żeby ocenić pracę kontrolerów, trzeba mieć dokumenty określające, jak powinna ona wyglądać. Czyli wzorzec do oceny - czy działali zgodnie z przepisami, czy nie" - dodał, zaznaczając, że nie zostały one przekazane stronie polskiej, gdyż jako tłumaczone mają charakter niejawny.
Pułkownik powiedział, że on sam zgadza się z tezą przedstawianą m.in. przez stronę rosyjską, iż "po stronie polskiej leży więcej różnego rodzaju problemów, które miały wpływ na zaistnienie katastrofy".
Klich zaprzeczył równocześnie by w rozmowie z gazetą "Fakt" powiedział, iż kapitan samolotu Arkadiusz Protasiuk odmówił lotu, ponieważ załoga nie dostała prognozy pogody od stacji meteo, a do startu miał go przekonać generał Andrzej Błasik, który zameldował prezydentowi gotowość maszyny do lotu.
"Ja nie mówię, że to jest nieprawda. Ja tego nie powiedziałem. Nie mam materiałów na ten temat. Powiedziałam jedynie, że samolot nie powinien startować z lotniska Okęcie, bo na lotnisku w Smoleńsku nie było już wtedy odpowiednich warunków atmosferycznych" - zaznaczył pułkownik.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.