W dotychczasowej dzielnicy rządowej w Kabulu, znanej jako "zielona strefa", panuje w poniedziałek cisza po tym, jak zagraniczne misje dyplomatyczne w Afganistanie zostały przeniesione na lotnisko - relacjonuje agencja Reutera.
W dzielnicy nie ma już policji i ochroniarzy, którzy strzegli placówek dyplomatycznych. By przejechać, kierowcy sami podnoszą ustawione szlabany.
"Dziwnie jest siedzieć tu i widzieć puste ulice, brak konwojów dyplomatycznych, dużych uzbrojonych samochodów" - powiedział Reutersowi właściciel lokalnej piekarni. "Będę tu piec chleb, ale zarobię bardzo mało pieniędzy. Strażników, którzy byli moimi przyjaciółmi, już nie ma" - ubolewał.
Wielu byłych urzędników i obrońców praw człowieka jest zszokowanych i odczuwa strach. "Nikt nie wierzył, że pójdzie tak szybko" - powiedział jeden z byłych pracowników rządowych, który obecnie ukrywa się w domu przyjaciela. "Zdobyli Kabul w pięć godzin!" - dodał.
"Wszyscy, których znam, całe społeczeństwo obywatelskie, ministrowie, wiceministrowie czują się zagubieni. Ukrywają się albo czekają" - wskazał.
W niedzielę paliusze od papieża Leona XIV odbiorą nowi metropolici.
Oni walczą ze sobą już tak długo, że nie wiedzą, co robią - zirytował się przywódca.
Od ponad trzech miesięcy do Gazy nie dotarł żaden konwój z pomocą humanitarną.
W skoordynowanym ataku zginęło 25 osób, a ponad 50 zostało rannych.
Wspina się od ponad pół wieku, zdobył 11 z 14 ośmiotysięczników, niektóre kilka razy.