Zadłużenie Poznania w 2011 roku czterokrotnie przekroczy optymalną wysokość - zwracają uwagę radni PiS. Oznacza to też, że po 2013 lub 2014 roku miasto straci możliwość absorpcji środków unijnych.
Samorządowcy apelują do prezydenta Poznania o wszczęcie działań naprawczych. Nie wykluczają uruchomienia w Poznaniu licznika zadłużenia miasta na wzór tego, który w Warszawie uruchomił prof. Leszek Balcerowicz, a pokazujący dług publiczny.
Jak przypomniał w piątek na konferencji prasowej radny klubu PiS Tadeusz Dziuba, w 2011 r. zadłużenie miasta sięgnie 1,94 mld zł, czyli kwoty zbliżonej do dochodów bieżących zaplanowanych na 2,25 mld zł.
"W 2009 roku kwota zadłużenia na każdego mieszkańca Poznania w wieku produkcyjnym wynosiła ok 3,5 tys. Rok później - ok. 5,7 tys. Jeśli w 2011 r. zostanie zrealizowany przyjęty budżet, będzie to (...) ponad 8,5 tys zł. Będzie to więc kwota ponad 2,5 razy większa od wysokości średnich zarobków netto na mieszkańca" - powiedział Dziuba.
Według niego z analizy danych z lat 2002-2010 i prognozy na 2011 r. wynika, że bezpieczny poziom zadłużenia Poznania to ok. pół miliarda złotych. W 2011 roku tę kwotę przekroczymy czterokrotnie - powiedział Dziuba.
"Takie zadłużenie oznacza, że przez następne 10 lat trzeba będzie to zadłużenie spłacać i to jeszcze przy założeniu poczynionym w wieloletniej prognozie finansowej, że po 2013 roku Poznań w ogóle nie będzie się zadłużał. Oznacza to też, że po roku 2013 lub 2014 miasto straci możliwość absorpcji środków unijnych" - mówił.
Budżet Poznania Rada Miasta przyjęła w styczniu. Tegoroczne dochody miasta oszacowano na 2,52 mld zł, a wydatki na 3,2 mld zł. Deficyt w wysokości 685 mln zł zostanie sfinansowany z kredytów, emisji obligacji i prywatyzacji. W tym roku Poznań na inwestycje chce przeznaczyć 1,12 mld zł.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.