To, czego dopuścili się rosyjscy żołnierze w Buczy, jest nieludzkie, nawet biorąc pod uwagę reguły wojenne – mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim o. Kristian Kriwalivsky. Pracujący w Żytomierzu franciszkanin przyznaje, że pozostawanie w tym mieście wiąże się z ryzykiem, ale on i jego bracia nie zamierzają opuścić swoich parafian, którzy potrzebują opieki duchowej i pomocy humanitarnej.
Franciszkanie zorganizowali przy swoim klasztorze prawdziwe centrum pomocy. Każdego dnia rozdają ubrania, żywność i lekarstwa. Pocieszają tych, którzy przychodzą po wsparcie. „Mimo wszystko jesteśmy pełni wiary i nadziei, że wojna szybko się skończy. Mówimy ludziom, że w XXI wieku to nie może się ciągnąć latami. Liczymy na pomoc państw europejskich, które mogą powstrzymać rozlew krwi” – mówi o. Kristian.
„Jest dość spokojnie, choć ciągle towarzyszą nam alarmy przeciwlotnicze, to jednak dzięki Bogu skończyły się bombardowania. Ludzie powoli wracają do pracy, ale absolutnie nie można powiedzieć, że jest zupełnie bezpiecznie. Jednym z zadań, które zajmuje nam większość czasu, jest organizowanie pomocy humanitarnej dla osób, które zostały w mieście, to głównie starsi i chorzy, którzy nie mają dostępu do innej pomocy – wyjaśnia papieskiej rozgłośni o. Kristian Kriwalivsky. – Jeździmy na granicę z Polską i stamtąd przywozimy wszystko, co potrzebne, czyli głównie jedzenie i lekarstwa, które później rozdajemy na miejscu. Kontynuujemy także pracę parafialną, odprawiamy Msze i udzielamy innych sakramentów. Transmitujemy nabożeństwa w Internecie, bo ze względów bezpieczeństwa większość ludzi jednak pozostaje w swoich domach. Nasze telefony są do dyspozycji, zwłaszcza osób chorych, które chcą porozmawiać lub przyjąć sakramenty. Odwiedzamy te osoby w domach.“
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.