Członek zarządu zdelegalizowanego przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi i znany dziennikarz od 25 marca 2021 r., przebywa kolejne świeta w białoruskim areszcie, w którym jedyny jego kontakt ze światem to listy i telegramy, nie zawsze dochodzące do adresatów.
W politycznym procesie władze zarzucają Andrzejowi Poczobutowi, działaczowi Związku Polaków na Białorusi i dziennikarzowi "podżeganie do nienawiści". "Andrzej nie dał się złamać" - mówi PAP Barys Harecki ze zlikwidowanego przez władze Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
Członek zarządu zdelegalizowanego przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi i znany dziennikarz od 25 marca 2021 r., przebywa kolejne świeta w białoruskim areszcie, w którym jedyny jego kontakt ze światem to listy i telegramy, nie zawsze dochodzące do adresatów. Jego proces miał się rozpocząć 28 listopada, ale został odroczony - podobno z powodu choroby sędziego. Nowa data zostanie zapewnie wkrótce podana rodzinie.
Poczobut został oskarżony o "podżeganie do nienawiści", w tym, jak twierdziła prokuratura "rehabiltację nazizmu", a potem także o wzywanie do sankcji. W październiku został wpisany na białoruską "listę terrorystów".
Jak pisze centrum praw człowieka Wiasna, według prokuratury "przewiny" Poczobuta miały polegać na tym, że nazwał agresją napaść ZSRR na Polskę w 1939 r., pisał artykuły o protestach na Białorusi, występował w obronie polskiej mniejszości w tym kraju.
"Poczobut jest oskarżany o popełnienie przestępstwa z dwóch artykułów - początkowo było wzniecanie nienawiści, a potem dodano mu jeszcze wzywanie do sankcji" - mówi Harecki. Jak dodaje, trudno jest odgadnąć, co dokładnie stało się katalizatorem "sfabrykowanej i absolutnie politycznej" sprawy karnej wobec aktywistów polskiej mniejszości.
"Na fali represji po masowych protestach każda działalność społeczna była na celowniku władz" - ocenia Harecki. We wcześniejszych rozmowach z PAP oceniał, że proces aktywistów to "z jednej strony karta przetargowa w relacjach z Polską, a z drugiej - narzędzie do zniszczenia i zdemoralizowania organizacji polskiej mniejszości, której władze nie mogły kontrolować".
Sprawa przeciwko aktywistom ZPB, zdelegalizowanego przez władze w Mińsku w 2005 r., zaczęła się w marcu 2021 r. Kilka miesięcy później władze Białorusi przeprowadziły "czystkę" - dokładnie takich słów używał wówczas Alaksandr Łukaszenka - w organizacjach społecznych, stowarzyszeniach, niekontrolowanych przez państwo strukturach społeczeństwa obywatelskiego.
Wraz z Poczobutem aresztowane były w marcu 2021 r. także szefowa ZPB Andżelika Borys, Irena Biernacka i Maria Tiszkowska z ZPB, a także Anna Paniszewa, działaczka mniejszości z Brześcia. Borys została w marcu br. wypuszczona z aresztu, lecz wciąż jest objęta sprawą karną, a jej status nie jest jasny - według mediów niezależnych może być objęta aresztem domowym. Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zdołały w ubiegłym roku opuścić Białoruś dzięki staraniom polskich władz. Nie mają jednak możliwości powrotu do kraju, którego są obywatelkami.
"Informacji o postępowaniu i procesie praktycznie nie ma" -mówi Harecki. "Wszyscy - od oskarżonego po adwokatów muszą podpisać zobowiązanie do nierozgłaszania informacji. Sam Andrzej, podobnie jak inni zatrzymani, jest przetrzymywany w areszcie, nie ma z nim kontaktu. Czasem jakąś informację udaje się przekazać w listach" - dodaje aktywista.
Fragmenty listów od męża czasami publikuje na Facebooku jego żona, Oksana.
"Nie my wybieramy czasy, w których przychodzi nam żyć, ale wybieramy, jak żyć w tych czasach" - cytowała męża 25 listopada. "Myślę o tych, kto siedział za tymi murami w latach 40-50 i też czekał na proces. Im było trudniej, w tamtych czasach było prawdziwie piekło" - pisał Poczobut.
Od chwili zatrzymania Poczobut "odwiedził" już kilka aresztów - w Żodzinie, w Mińsku, w Grodnie, gdzie oczekuje na rozpoczęcie procesu przed sądem obwodowym.
"U mnie wszystko w porządku, przenieśli mnie do celi numer 43, to korpus 1, który znam z 2011 r. Niewiele się tu zmieniło od tamtych czasów. Najwyraźniej robią mi +wycieczkę+ po więzieniu. Jako dla dziennikarza, wszystko tu jest dla mnie interesujące" - pisał Poczobut w październiku z aresztu w Grodnie.
W 2011 r. Poczobut spędził trzy miesiące w areszcie w związku ze sprawą karną o "zniesławienie Alaksandra Łukaszenki". Ostatecznie sąd wymierzył mu wyrok trzech lat więzienia w zawieszeniu na dwa lata za artykuły publikowane w "Gazecie Wyborczej", na portalu Biełorusskij Partizan i na prywatnym blogu.
"Procesy przebiegają za zamkniętymi drzwiami, a publiczne jest tylko odczytanie końcówki wyroku - na ile lat ktoś zostaje skazany. W przypadku ponownie skazanej (na osiem lat więzienia) za +zdradę+ dziennikarki Kaciaryny Andrejewej z Biełsatu do dzisiaj nie wiemy, co jej zarzucono" - wyjaśnia Harecki.
Poczobut miał być namawiany o napisanie wniosku o ułaskawienie do Alaksandra Łukaszenki, jednak odmówił.
"Co by się wówczas wydarzyło? Władze pewnie pokazałyby to w telewizji jako potwierdzenie, że ich zarzuty były słuszne. W +geście dobrej woli+ może pozwolono by mu na wyjazd z Białorusi. Dla użytku wewnętrznego byłby to argument, że Polacy +przyznali się do winy+. Myślę, że dlatego nie zgodził się na to. Jego odmowa tylko jeszcze dobitniej pokazuje, że nie jest winny" - podkreśla Harecki.
Prognozy Hareckiego są pesymistyczne. Według niego proces Poczobuta będzie "pokazowym procesem politycznym". "Prawdopodobnie dostanie duży wyrok" - ocenia.
"Andrzej zna ten system, wie, doskonale wie, jakie konsekwencje go czekają. Był już w więzieniu w przeszłości, teraz od prawie dwóch lat jest w areszcie. Mimo to nie dał się złamać, a trzeba pamiętać, że całym sensem działania tego sytemu jest właśnie złamanie człowieka" - zaznacza Harecki.
Akta sprawy karnej obejmują wiele tomów i, jak pisała Oksana Poczobut, nie jest nawet pewne, że jej mąż zdążył się z nimi zapoznać w całości w ciągu wydzielonego na to miesiąca.
"Niestety, na Białorusi takie postępowania, procesy, wyroki, stały się już codziennością, rutyną. I to niestety będzie po prostu kolejny przypadek. Ale postawa Andrzeja ma duże znaczenie dla polskiej mniejszości, dla Polaków" - mówi Harecki.
Związek Polaków na Białorusi został zdelegalizowany przez władze w 2005 r. Poczobut i Borys zostali uznani za więźniów politycznych.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.