Po otwarciu 90 proc. urn z lokali wyborczych agencja Anatolia daje prezydentowi Turcji Recepowi Tayyipowi Erdoganowi 53 proc. głosów w niedzielnej drugiej turze wyborów prezydenckich. Według agencji ANKA zdobył on niecałe 51 proc głosów.
Rywalem ubiegającego się o trzecią kadencję Erdogana jest wspierany przez większość tureckiej opozycji lider Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Kemal Kilicdaroglu.
Według telewizji Haber Turk frekwencja wyniosła prawie 85 proc.
Obserwatorka wyborów: zaskoczyła mnie niska frekwencja; wiele osób towarzyszyło bliskim, ale sami głosu nie oddali
Zaskoczyła mnie niska frekwencja; wiele osób towarzyszyło swoim bliskim, ale sami głosu nie oddali – powiedziała w niedzielę PAP 25-letnia Nazli, obserwatorka drugiej tury tureckich wyborów prezydenckich w Ankarze.
„W pierwszej turze przed lokalami ustawiały się kolejki, teraz wyglądało to trochę depresyjnie” – przyznaje. „Niestety nie możemy nikogo namawiać do głosowania ani przekonywać o ważności udziału w wyborach” – dodaje obserwatorka.
Obaj kandydaci, obecny prezydent Recep Tayyip Erdogan oraz wspierany przez większość opozycji Kemal Kilicdaroglu, wzywali w niedzielę do wzięcia udziału w wyborach. Według wstępnych wyników frekwencja wyniosła ok. 85 proc, o cztery punkty procentowe mniej niż w turze pierwszej z 14 maja.
"W lokalu wyborczym czuć wyraźne napięcie pomiędzy obserwatorami wspierającymi różnych kandydatów. Zwolennicy AKP (partii prezydenta Erdogana - PAP) nalegają na szybsze liczenie głosów, ale przewodniczący komisji stanowczo trzyma się wytycznych" - relacjonuje kobieta.
"Widać było różnice w nastawieniu zwolenników dwóch kandydatów, część była zadowolona, jakby oczekiwała wygranej w ważnym turnieju - to wyborcy prezydenta Erdogana; część była naprawdę przybita - to opozycja" - tłumaczy Nazli.
Zobacz też:
Opozycja zwraca uwagę na nieprawidłowości podczas głosowania w drugiej turze wyborów prezydenckich
Tureckie partie opozycyjne zwracają uwagę na pojawiające się w lokalach wyborczych nieprawidłowości przy okazji oddawania głosów w niedzielnej drugiej turze wyborów prezydenckich.
W położonej we wschodniej Turcji prowincji Bingol odnotowano oddawanie głosów za inne osoby. W jednej ze wsi politycy Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Kemala Kilicdaroglu, rywala obecnego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, potwierdzili przypadki głosowania w imieniu innych obywateli. Przy próbie interwencji zostali zaatakowani.
“Zaatakowano nas we wsi Cavuslar; żandarmeria zamiast zatrzymać napastników, wyprowadziła nas ze wsi” – napisał na Twitterze Servet Ayik, delegat CHP.
W Stambule policjanci próbowali zagłosować bez okazania dokumentów tożsamości. Zdaniem opozycyjnej Tureckiej Partii Komunistycznej (TKP) przewodniczący komisji wyborczej pozwolił funkcjonariuszom oddać głos, czemu sprzeciwili się jednak członkowie komisji i obserwatorzy.
W Sanliurfie, mieście położonym na południu kraju, doszło do ataków na obserwatorów i pracowników lokali wyborczych. Zaatakowano m.in. byłego posła CHP Alego Sekera, który chciał powstrzymać oddanie głosu w imieniu innej osoby – poinformował Ozgur Ozel z największej tureckiej partii opozycyjnej.
Media poinformowały o próbie dwukrotnego głosowania przez polityka sprzymierzonej z prezydentem Erdoganem Partii Narodowego Działania (MHP). Yucetan Dilmac odpowiedział rzekomo, że “nie wiedział, że jest to zabronione”.
1,6 mln cudzoziemców zgłosiło się do tzw. dobrowolnej deportacji.
Bank zapewnił, że poszkodowani klienci otrzymali zwrot pieniędzy.