Nowy trop przedstawia francuski dziennik "Liberation" powołując się na źródła w wywiadzie.
Gdy w sobotę 24 czerwca kolumna wojsk najemniczych podległych Jewgienijowi Prigożynowi ruszyła w stronę Moskwy zajmując Rostów nad Donem i zęśc inslatacji wojskowych w Woroneżu, nie tylko Rosja, ale i świat wstrzymał oddech. Otwarty bunt przeciwko kremlowskiej władzy był nowością, jaka od lat nie zderzyła się w Rosji. Jednak jeszcze tego samego dnia szef Grupy zatrzymał pochód i poszedł na układ z Władimirem Putinem.
Tuż po zakończeniu krótkiego buntu Prigożyna strona białoruska poinformowała, że szef Grupy Wagnera wraz z częścią swoich podwładnych stworzy obóz i osiądzie na Białorusi. Nie zaobserwowano jednak żadnych ruchów, które mogłyby sugerować, że Prigożyn się tam udał. Faktem jest, że po zatrzymaniu marszu wagnerowców na Moskwę, Prigożyn jakby rozpłynal się w powietrzu. Przestał występować publicznie, a miejsce jego przebywania nie jest znane.
Światło na nowy trop w tej sprawie rzuca francuski dziennik "Liberation". Zdaniem autora tekstu szef Grupy Wagnera od co najmniej początku lipca przebywa w Moskwie - jest przetrzymywany na Kremlu. Dziennik powołuje się przy tym na żródła w jednym z zachodnich wywiadów. Ku teorii, że Prigożyn przebywa w Rosji skłania się również amerykańśki Instytut Studiów nad Wojną. Eksperci z tego think tanku podtrzymują, że na Białoruś nie udały się też żadne oddziały wagnerowców.
Los Prigożyna jest niepewny. Z jednej strony zdrada, której się dopuścił sprawia, że szef Grupy Wagnera nie może być spokojny o swoje życie, z drugiej jednak stosunkowo entuzjastyczne reakcje, z jakimi w niektórych miastach witano zmierzającą na Moskwę kolumnę najemników Prigożyna, śmierć dowódcy buntu mogłaby uruchomić nieprzewidywalne reakcje społeczne.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.