Dzięki Papieżowi, dzięki jego odwadze dostrzeżono, że nie na wszystko się trzeba godzić i nie na wszystko trzeba bezradnie patrzeć rozkładając ręce.
Jasna rzecz, że polityczna propaganda nie jest adekwatnym źródłem analizy, ale przecież ile w XIX wieku Papieże musieli znosić ciosów, ile różnego rodzaju inwektyw pod swym adresem, i to niekoniecznie tylko jako przywódcy religijni, ale Papieże. Piętnowano ich i to bardzo ostro, zwłaszcza ze względu na to, że byli jednymi z przedstawicieli władzy. Jak wszystkich innych królów z końca epoki feudalnej niszczono i sponiewierano, tak też i sponiewierano niestety Papieży. I myślę, że było tu ogromne niebezpieczeństwo. Możemy oczywiście próbować zrozumieć błogosławionego papieża Piusa IX, że tak trzymał się tego swojego ostatniego bastionu, ale okazuje się, że wcale misji Kościoła to nie jest potrzebne. Kościół ma inne sposoby zagwarantowania sobie autonomii, przede wszystkim w dziedzinie ducha i w dziedzinie pokazywania i to zdecydowanego, kim jest człowiek i co należy do tych atrybutów, aby człowiek był istotą świadomą siebie i świata oraz swojej zań odpowiedzialności.
Miałem szczęście tutaj kilka razy bywać na różnych dłuższych lub krótszych pobytach, gdzie zawsze jakaś okazja na krótką rozmowę z Janem Pawłem II się znalazła. Papież mawiał: „Wcale nie trzeba odwoływać się tylko do swojego potencjału, który gwarantują politycy, do tych dywizji”. Przecież miejsce Papieża nie wyznaczają władcy, którzy mu powiedzą: „Masz swoje państwo, i to albo tamto rób.” Akurat Jan Paweł II pokazał, że można być zupełnie od tego z daleka i można mieć swoje miejsce.
Nie ukrywam, że na pewno Papieżowi-Polakowi mogło to byś z jednej strony łatwiejsze, bo nie był obciążony tymi wszystkimi włoskimi układami, tą całą długą, dostojną drogą, kiedy przez 450 lat tylko Włosi kierowali Kościołem, uwiązani oczywiście rodzinnymi i innymi koneksjami także z historią Włoch i konkretnych regionów i konkretnych problemów, które każdy z nich miał. Zresztą znamy Włochy, które są ogromnie skomplikowane do dzisiejszego dnia – to nie jest monolit. Wobec tego Papieżowi przybyłemu zza Alp na pewno było łatwiej wiele rzeczy przeskoczyć, do wielu rzeczy się zdystansować, ale też i ludziom pozwolić zdystansować się od tego, by na Papieży spoglądać tylko przez pryzmat pewnych określonych „włoskich specjalności”. Wiadomo, że Włochy, także ze swoimi problemami natury religijnej, ogromnym antyklerykalizmem, zwłaszcza na przełomie wieków XIX-XX, kiedy chwiały się podstawy tego, by Kościół mógł realizować swoje zadania, mimo wszystko chociażby podświadomie, ale jednak zawsze reprezentowały ojczyznę dla Kościoła. Bo to jednak z Rzymu idą impulsy, do Rzymu się zwracają wszyscy pośrednio, więc Włochy uczestniczą w tym światowym kontekście misji papieskiej.
Dla Papieża Wojtyły kontekst włoski nie był absolutnie jedynym i nieodzownym. Myślę, że było to po mistrzowsku rozwiązane. Papież z ogromną estymą mówiąc o dziedzictwie Włoch, o dziedzictwie chrześcijaństwa związanego z Rzymem, równocześnie potrafił pokazywać, że z tego trzeba wychodzić szerzej i nie należy się tego bać, by do człowieka iść wszędzie. Stąd, myślę, to głębokie uzasadnienie, że jednak Papież też gdzieś idzie, do człowieka. Nie tylko idzie się do skarbu, jakim jest i papiestwo Piotrowe w Rzymie, i groby apostołów, i historia wsparta tyloma świętymi, ale z tego bogactwa też my idziemy do świata. I to chyba potrafił wyjątkowo precyzyjnie Papież wykorzystać. Rozumiemy, że nie był on pierwszym – był przecież i Paweł VI, który jeździł i pokazał te wartości – tym bardziej jest godne podkreślenia, że Papież-Polak to prawie po mistrzowsku wykorzystał.
- Od polityki nie uciekniemy. Często Jana Pawła II określa się wręcz mianem głównego bohatera obalenia komunizmu. To jest pewnie przesada, natomiast z pewnością jest on patronem, czy inspiratorem „niemożliwego”, to znaczy przeciwstawienia się systemowi, który, wydawało się, zakorzenił się bardzo mocno na Wschodzie naszego kontynentu i nie tylko, ale też w mentalności, w głowach wielu ludzi na Zachodzie. Tymczasem udało się jakby skompromitować, w sensie pozytywnym, ten system, pokazać jego fałszywe przesłanki antropologiczne, ale jednocześnie pokazując drogę wyjścia, która dała szansę, dała nadzieję ludziom na Wschodzie i Zachodzie.
Bp J. Kopiec: Papież Wojtyła jest tutaj człowiekiem, który wykorzystał swoje własne światło w sposób doskonały. Wracam do tego, co już mówiłem przed chwilą. Mianowicie, jeżeli rozumiemy, że prymat wszystkich zadań, jakie Papież widział, jest w człowieku, w zabezpieczeniu temu człowiekowi jego ram autonomii i godności, to jasną jest rzeczą, że polityka musi do głosu też dojść w takim posługiwaniu. Mówię to dlatego, że niekiedy tego nie chcemy przyjąć do wiadomości, iż polityka jest też jednak tylko sposobem, poprzez który człowiek miał realizować swoje zadania. Polityka się nieco zdeformowała i dzisiaj jest sztywnym kaftanem, w który się wszystkich ludzi próbuje zmieścić, a polityka, czyli ramy, zasady, które się stawia człowiekowi, są niemal kanonizowane i temu człowiekowi każe się tylko głowę skłonić i temu się dostosować. Tymczasem Papież pokazał, że jest odwrotnie: najpierw człowiek, potem zasady życia dla niego.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.