Reklama

Zaklinacze czasu

Misja w Luebo, w której wiele nocy spędził Kazik, zapewnia nam spokojny sen. Jednak już o świcie budzi nas zdenerwowany ksiądz Edward z informacją, że pilnie musimy zgłosić się na posterunek. Mozolnie pakujemy cały sprzęt do Toyoty i w pełnym składzie plus ksiądz, kluczymy dziurawymi uliczkami w stronę centrum.

Reklama

Zaklinacze czasu   AfrykaNowaka.pl Rybacy na Kasai Nie wiemy, czy nasze białe twarze ujrzą jeszcze światło dzienne, więc wcześniej postanawiamy załatwić obowiązki wyprawowe. Ksiądz kontaktuje się z odpowiednimi ludźmi i uzyskujemy zgodę na przymocowanie tabliczki na głównym placu… i tu uwaga!!!, na cokole pomnika wystawionego na cześć prezydenta Kabili. Łzy cisną nam się do oczu, kiedy mocujemy tabliczkę na pierwszym oficjalnym pomniku Kazika. Potem oczywiście jest przemowa, brawa, uściski dłoni, rozdawanie nowakowych pamiątek i tradycyjnie ogólne szaleństwo!

W końcu, po porannych emocjach, stajemy przed odrapanym budynkiem, który w żadnym razie nie przypomina siedziby tak poważnego urzędu jak posterunek. W środku, w małym, obskurnym pokoiku, wita nas dwóch zaskakująco miłych urzędników imigracyjnych oraz stare biurko, dwa krzesła, ławka dla „gości” oraz niepokojąco zamyślony prezydent Joseph Kabila zerkający ze ściany. Zamyślenie prezydenta nie jest przypadkowe, gdyż w listopadzie zbliżają się wybory i pilnie musi coś „wykombinować”, bo opozycja bezczelnie kąsa Josepha po łydkach.

Zaklinacze czasu   AfrykaNowaka.pl Biwak na Kasai Siadamy na wąskiej ławce, a ksiądz pełni rolę tłumacza. Dwóch oficerów dzieli się biurkiem. Ważniejszy siada centralnie, natomiast ten mniej ważny, z boku. Kiedy panowie mają już przybrać poważne miny, atakujemy paczką papierosków marki Stella oraz „oficjalnym” pismem z konsulatu, informującym, iż projekt jest wspierany przez oba ministerstwa oraz służy krzewieniu kontaktów pomiędzy Polską i Kongo.

No i mamy impas, bo w standardowy plan łupienia przyjezdnych wkrada się kompletnie nowa zmienna. Zapada kilkuminutowa cisza, w trakcie której panowie bezgłośnie ruszają ustami w rytm napisanego testu, a ich skorumpowane urzędnicze mózgi mozolnie analizują wszystkie warianty dalszych działań – czy odpuścić i  nie narażać się na niezadowolenie czynników nadrzędnych, czy kroić standardowo?

Każdy urzędnik spotykający białego turystę, zawsze podejmie próbę wymuszenia, wyłudzenia, bądź wyproszenia łapówki. Większość jednak, podejmuje działania bez specjalnej wiary w sukces, tak dla zasady, aby następnego dnia rano móc bez wyrzutu spojrzeć w lustro. Dlatego przyjęcie odpowiedniej taktyki, polegającej na ogół na bezradnym rozkładaniu rąk, niezrozumieniu tekstu oraz wysupłaniu kilku papierosów z wymiętolonej paczki, daje gwarantowany efekt. Oczywiście zdarzają się jednostki oporne, ale tych próbujemy przeczekać, w myśl zasady – nie mam kasy, mam dużo czasu i… nie gadam z tobą!

Zaklinacze czasu   AfrykaNowaka.pl Pieski na Kasai Ta niezwykła sytuacja kiełkuje jednak nieoczekiwanym rozwiązaniem, a mianowicie telefonem do centrali w Kanandze i wariantem… protokolarnym.

Po odłożeniu telefonu, oficer z uśmiechem informuje nas, że wszystko jest w porządku, ale nie przeprowadziliśmy jakiś tam procedur w Katandze i musimy zrobić do tutaj. Koszty „administracyjne” wycenia na 26 tys. F (29$) i rozlicza je dokładnie: 1.000F to koszt telefonu do Katangi, a 25.000F to koszt przepisania wszystkiego z naszych paszportów, sporządzenia notatki, przystawienia kilku pieczątek oraz osobistego odkonwojowania nas nad rzekę, celem naocznego potwierdzenia, że opuściliśmy gościnne progi Luebo. Uważamy, że cena jest bardzo uczciwa i jak rzadko, płacimy z uśmiechem.

Kiedy w końcu dopinamy zawiłe formalności, w towarzystwie większości urzędników w mieście, policji imigracyjnej oraz tych, którzy aktualnie nie mają nic ważnego do roboty (czytaj całe miasteczko), ruszamy nad rzekę.

Łagodny piaszczysty brzeg oraz sprawna akcja policji zapewniająca nam minimum pola manewru, co umożliwia sprawne przygotowanie sprzętu oraz wstępny przepak.

Zaklinacze czasu   AfrykaNowaka.pl Samotna chata Patrzę na rzekę. Tuż powyżej przystani, Lulua straszy jeszcze  groźnymi kataraktami, jednak od Luebo bieg rzeki ma być spokojniejszy.

Po dwóch godzinach „Staruszek” z „Rysiem” kołyszą się na niespokojnej wodzie, gotowi na wielką przygodę!

Rzeka miło nas zaskakuje. Spieniony nurt szybko ustępuje i Lulua zaczyna miękko zatapiać się w gesty las równikowy. Brzeg powoli ginie w zieleni, a ciemna woda zdaje się płynąć tulona przez potężne konary drzew.

Nocujemy na piaszczystej mierzei. Biały, miękki piasek, nieskalany najmniejszym śladem. Bajka!

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Poniedziałek
dzień
3°C Poniedziałek
wieczór
2°C Wtorek
noc
2°C Wtorek
rano
wiecej »

Reklama