Były premier Katalonii Carles Puigdemont, ukrywający się w Belgii przed hiszpańskim wymiarem ścigania po nieudanej próbie ogłoszenia secesji tego regionu po referendum niepodległościowym w 2017 r., zaproponował Kościół katolicki do roli negocjatora w rozmowach z Madrytem.
Media, m.in. katolickie radio Cope, przypominają, że w okresie pontyfikatu Jana Pawła II Kościół, m.in. w Polsce, odegrał rolę mediatora w rozmowach opozycji demokratycznej z reżimem komunistycznym.
Według dziennika online Vozpopuli Carles Puigdemont chciałby, aby rozmowy pomiędzy władzami Katalonii i Hiszpanii prowadził przewodniczący Konferencji Episkopatu tego kraju kardynał Juan Jose Omella.
Portal ustalił, że niechętny mediacji ze strony arcybiskupa Barcelony jest tymczasem centrolewicowy rząd Pedro Sancheza.
W sytuacji gdyby kierowana przez Puigdemonta partia Razem dla Katalonii (Junts) zagłosowała przeciwko trzeciemu gabinetowi Sancheza w Kongresie Deputowanych, niższej izbie parlamentu, przywódcy socjalistów (PSOE) nie udałoby się sformować rządu, a w styczniu odbyłyby się kolejne wybory.
Wprawdzie PSOE zajęło drugie miejsce w wyborach 23 lipca br., ale centroprawicowej Partii Ludowej (PP) nie udało się we wrześniu zdobyć poparcia Kongresu. Izba najpóźniej do 27 listopada musi wypowiedzieć się w sprawie wotum zaufania dla trzeciego gabinetu Sancheza.
Ugrupowanie Puigdemonta, które wprowadziło do Kongresu siedmiu deputowanych, domaga się od Madrytu m.in. ogłoszenia amnestii dla separatystów z Katalonii, a także zgody na organizację kolejnego referendum niepodległościowego w tym regionie.
Podobna propozycja kościelnej mediacji padła już w kryzysowym momencie kilka lat temu:
Zgodnie z planami MS, za taki czyn nadal groziłaby grzywna lub ograniczenie wolności.
Wciąż aktualne pozostaje stanowisko Trybunału, że Konwencja nie przyznaje „prawa do aborcji”.
Wciąż aktualne pozostaje stanowisko Trybunału, że Konwencja nie przyznaje „prawa do aborcji”.
Szymon Hołownia wybrany z kolei został wicemarszałkiem Sejmu.
Polskie służby mają wszystkie dane tych osób i ich wizerunki.
Rosyjskie służby chcą rozchwiać społeczeństwo, chcą nas wystraszyć.
Mówi Dani Dajan, przewodniczący Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem.