Spędzanie czasu z dziećmi ma swoją cenę. Spędzanie czasu z ludźmi ma swoją cenę.
Przeczytałam kiedyś opinię, że Bóg traktuje nas czasem jak dzieci. Przychodzą do rodziców pomóc w kuchni czy grabić liście w ogrodzie, zostają nazwane „moim małym pomocnikiem”, słyszą: „co ja bym bez ciebie zrobiła!”, cieszą się, są dumne – choć przecież to mama z tata odwalają całą robotę i bez dzieci w ogrodzie czy kuchni na pewno by sobie poradzili… Podobnie jak i Bóg sobie bez naszych wysiłków poradzi. Przyznam, że poczułam się ciut rozczarowana, a przynajmniej nieusatysfakcjonowana tą wizją. Coś mi w niej przeszkadza, drażni. Jakiś rodzaj pedagogicznego oszustwa? Za mocne słowa – bo rodzice lubią spędzać czas w towarzystwie dzieci i są z nich naprawdę dumni…
Są takie sytuacje, przyznajmy jednak, kiedy dziecko, które szczerze chce pomóc, wpędza nas w lekki popłoch. Już widzimy ten bałagan wokół, smar odbity na ścianach garażu i to, ile czasu trzeba będzie stracić na upewnieniu się, że nigdzie nie ma pająków! Tak, nasi mali pomocnicy mogliby czasem być mniej ochoczy.
Spędzanie czasu z dziećmi ma swoją cenę. Spędzanie czasu z ludźmi ma swoją cenę. Dlatego to, co napisał papież w orędziu na Dzień Ubogich i co zacytował nasz arcybiskup w swoim słowie zachęty, wydaje mi się takie genialne. Piszą nam o ubogich: „ważne, aby wejść w osobistą relację z każdym z nich”. A to zupełnie zmienia perspektywę. W pomaganiu, tym kuchennym na przykład, nie chodzi już o to, co ja, rodzic, zrobię dla dziecka, dopuszczając je do udziału w czymś (nauczę go dumy z siebie, życzliwości dla bliźnich), ani o to, co dziecko zrobi dla mnie (hm, wyjmie pranie i nie będę się schylać?). Chodzi o więź, która się wtedy tworzy, gdy jesteśmy dla siebie razem. W relacji z Bogiem podobnie: wysiłek mój, Jego dziecka, schodzi na drugi plan, nie zostaje skwitowany poklepaniem po ramieniu, nie muszę się zastanawiać, czy „rzeczywiście” Mu pomogłam. Nie ma w ogóle takiego pytania. Rzecz w tym, że On chce przebywać ze mną, ubogim.
Dobrze jest tak czasem na samego siebie w relacji z Bogiem popatrzeć: mamy twarze, historie, serca i dusze, zalety i wady, a On chce wejść w osobistą relację z każdym z nas. A cały ten bałagan, który powstaje z racji naszej tu obecności, spsute pierniki – cóż, z tym sobie jakoś poradzi(my). Za to czas spędzony razem na szukaniu pająków – bezcenny!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.