Przedstawiciele nowej administracji USA otwarcie sugerują, że zakończenie wojny w Ukrainie ma doprowadzić do większego przetasowania na arenie międzynarodowej i rozbicia sojuszu Rosji z Chinami. Wielu ekspertów wątpi jednak w powodzenie tych starań i obawia się ich konsekwencji dla Europy.
Jeszcze za pierwszej prezydenckiej kadencji Trumpa niektórzy przedstawiciele ówczesnej administracji USA mówili o ambicjach wykonania manewru "odwróconego Nixona" (lub "odwróconego Kissingera"). Tak jak Richard Nixon i jego sekretarz stanu Henry Kissinger w latach 70. wykorzystali rozłam w stosunkach ChRL z ZSRR, by odciągnąć Chiny od Sowietów, tak teraz USA miałyby rozdzielić Rosję i Chiny kosztem Państwa Środka. Choć ówczesne zamiary spełzły na niczym, tym razem administracja Trumpa działa szybciej i bardziej zdecydowanie.
Otwarcie mówił o tym podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy i Rosji Keith Kellogg.
"Chcemy zmusić go (Putina) do działań, z którymi nie czuje się komfortowo. Mówię na przykład (o tym, że) będziemy chcieli rozbić ich (Rosji) sojusz z Koreą Północną, którego wcześniej nie było (...). (Rosja) ma sojusz z Chinami, którego nie było cztery lata wcześniej" - powiedział emerytowany generał.
Sekretarz stanu Marco Rubio powiedział tymczasem po spotkaniu z rosyjską delegacją w Rijadzie, że zakończenie wojny w Ukrainie stworzyłoby "niezwykłe okazje do partnerstwa z Rosjanami pod względem geopolitycznym w sprawach wspólnego interesu".
Poświęceniu większej uwagi rywalizacji z Chinami i odstraszaniu ich ma służyć sygnalizowane przez nowego szefa Pentagonu wycofanie się USA z roli głównego gwaranta bezpieczeństwa w Europie. Jak tłumaczył Pete Hegseth, "surowe realia geopolityczne" oraz ograniczone zdolności i zasoby USA dyktują, że muszą one przenieść swoje środki i skupić się na Indo-Pacyfiku.
Od dawna jednym z najzagorzalszych zwolenników takiego podejścia jest Elbridge Colby, nominowany przez Trumpa na podsekretarza ds. politycznych, czyli osobę nr 3 w Pentagonie. Colby sprzeciwiał się znaczącej pomocy Ukrainie ze strony USA, twierdząc, że zasoby te potrzebne są w Azji. Jednocześnie podawał w wątpliwość, czy możliwa jest obrona Tajwanu przed prawdopodobną, jego zdaniem, chińską inwazją.
Jak podkreślił Colby, USA mają ograniczone zasoby, radykalne zwiększenie nakładów na obronność jest mało prawdopodobne; dlatego - argumentował - kraj musi odpowiedzialnie zarządzać tym, co ma, i nie stać go na jednoczesną konfrontację.
"Uważam, że dobrzy przyjaciele to tacy, którzy są z wami szczerzy (...) My ciągle was za bardzo uspokajamy (...) Indianie przedostają się do naszego fortu, a my mamy ograniczoną liczbę łodzi" - powiedział Colby na ubiegłorocznej konferencji Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Waszyngtonie. Jak podkreślił, USA mają ograniczone zasoby, radykalne zwiększenie nakładów na obronność jest mało prawdopodobne i dlatego kraj musi nimi odpowiedzialnie zarządzać i nie stać go na jednoczesną konfrontację z Chinami i Rosją.
Ewentualne korzyści płynące dla USA z manewru "odwróconego Nixona" są dla jego zwolenników oczywiste - o Chinach jako największym wyzwaniu mówiły trzy ostatnie administracje USA - ale nie wszyscy w Waszyngtonie są przekonani o słuszności takiego podejścia. Jak podał portal Punchbowl News, część tradycyjnych republikańskich "jastrzębi" w Senacie rozważa bunt przeciwko nominacji Colby'ego. Miałaby to być próba odzyskania wpływów w polityce zagranicznej przez były republikański mainstream i jednocześnie wyraz pohamowania filozofii "America First".
Sceptycyzm co do możliwości przeciągnięcia Rosji na swoją stronę lub rozbicia sojuszu Moskwy z Pekinem podzielają politycy głównego nurtu z Partii Demokratycznej.
Do sceptyków należy m.in. były ambasador USA w Moskwie Michael McFaul. Jak argumentuje, w przeciwieństwie do sytuacji z lat 70. stosunki Chin z Rosją są dziś bliższe niż kiedykolwiek, a Chiny są dla Putina bardziej wiarygodnym i przewidywalnym partnerem, z którym ma więcej wspólnych interesów. Zaznacza też, że zysk z odciągnięcia Rosji byłby mniejszy od związanych z tym kosztów, bo nawet wtedy Rosja nie zgodziłaby się na militarne odstraszanie Chin.
"Ceną byłby powrót do geopolityki opartej na sferach wpływów, do +Jałty 2.0+, co byłoby sprzeczne z interesem USA i ich sojuszników" - powiedział PAP dyplomata.
Zdaniem Evana Feigenbauma, wieloletniego dyplomaty i eksperta od Azji w think tanku Carnegie Endowment for International Peace, marzenia o rozbiciu sojuszu Moskwy i Pekinu są ahistoryczną mrzonką, bo o ile manewr Kissingera wykorzystał istniejące już różnice między tymi mocarstwami, o tyle dziś podobnych warunków do takiego rozłamu nie ma. Feigenbaum zaznacza jednak, że Rosja może świadomie kusić stronę amerykańską taką perspektywą, by uzyskać od nich ustępstwa.
"Rosjanie mogą zachęcać administrację do myślenia w tym kierunku, ponieważ uważają, że pewne osoby w administracji są łatwym celem. Ich intencją byłoby wyłudzenie ulgi od sankcji i innych ustępstw ze strony USA, a następnie dalsze robienie dokładnie tego, co już robią ze swoimi chińskimi partnerami" - powiedział PAP Feigenbaum.
"Putin i (przywódca Chin) Xi (Jingping) podzielają wiele założeń dotyczących tego, jak powinien funkcjonować porządek międzynarodowy, i głęboką ambiwalencję wobec Stanów Zjednoczonych. Tak więc udawanie, że można ich +skusić+ do zrobienia czegoś, czym nie są w ogóle zainteresowani, jest fantazją w polityce zagranicznej" - ocenił.
Nie zapadła jeszcze decyzja dotycząca niedzielnej modlitwy Anioł Pański.
Sprawcami byli bojownicy z ugrupowania ADF powiązanego z Państwem Islamskim.
Zełenski: rozmowy z wysłannikiem prezydenta Trumpa "przywracają nadzieję".
To musi się skończyć - powiedział mówiąc o masowych migracjach.
Serce papieża dobrze znosi terapię zastosowaną w związku z obustronnym zapaleniem płuc.
Po rozmowach ze specjalnym wysłannikiem prezydenta USA Donalda Trumpa, Keithem Kellogiem.