Nie ma żadnych podstaw faktycznych, aby mówić o ingerencji sił trzecich w katastrofie smoleńskiej - oświadczył w środę w Senacie szef MSWiA Jerzy Miller, sprzeciwiając się porównaniu sprawy z katastrofą gibraltarską z 1943 r., co uczynił Ryszard Bender (PiS).
Miller, jako szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, oraz naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski przedstawiają w Senacie informacje o raporcie komisji Millera i pracach prokuratury. Wniosek o uzupełnienie senackiego porządku obrad o taki punkt złożyli senatorowie PiS.
Z przedstawionego w piątek raportu komisji Millera wynika m.in., że załoga Tu-154M, który 10 kwietnia ubiegłego roku rozbił się pod Smoleńskiem, chciała wykonać jedynie próbne podejście do lądowania, nie wykonała jednak automatycznego odejścia m.in. z powodu braków w wyszkoleniu w 36. specpułku. Komisja stwierdziła m.in., że piloci przewożący najważniejsze osoby w państwie nie ćwiczyli na symulatorach lądowania w skrajnie trudnych warunkach, przy wykorzystaniu systemu TAWS.
Eksperci podkreślili też w dokumencie, że były braki w szkoleniu dotyczącym współpracy załogi pomiędzy sobą - efektem było to, że dowódca załogi był "nadmiernie obciążony". Wskazali również na nieprawidłowości w wyposażeniu lotniska i pracy rosyjskich kontrolerów - m.in. polska załoga mylnie była informowana, że jest na właściwej ścieżce i kursie.
Według komisji, nie było bezpośrednich zewnętrznych nacisków na załogę, by lądowała w Smoleńsku; dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik w końcowej fazie lotu był w kokpicie Tu-154M, nie ingerował jednak w działanie ani kapitana, ani załogi.
W środę w Senacie Miller podtrzymał te ustalenia. Od godz. 15 senatorowie zadają mu pytania - najwięcej ich mają parlamentarzyści PiS.
"Tak mało wiemy o tej sprawie, katastrofa w Gibraltarze, w której zginął generał Sikorski, też jest niewyjaśniona, mówi się tam o zamachu" - powiedział Ryszard Bender (PiS), pytając Millera, czy jego komisja zrobiła wszystko, aby wykluczyć, że pod Smoleńskiem doszło do zamachu.
"Od tego czasu technika rejestracji parametrów lotu bardzo się rozwinęła. O ile wiedza o tamtym wypadku nie jest tak wielka, o tyle w sprawie katastrofy smoleńskiej znamy parametry i niczego nie trzeba się domyślać, a wystarczy przeanalizować to, co znamy. Przeprowadziliśmy taką analizę i wykluczyliśmy ingerencję sił trzecich. Samolot jest tak oprzyrządowany w czujniki, że nie da się obejść tych czujników" - odpowiedział mu Miller.
Odpowiadając na pytanie innego senatora, który porównywał katastrofę smoleńską do katastrofy polskiego samolotu Ił-62 w Lesie Kabackim w 1987 r., Miller zauważył, że trudno porównywać te katastrofy także dlatego, że tamten samolot nie odwrócił się "na plecy", jak miało to miejsce pod Smoleńskiem. "Nikt nie buduje samolotu tak, by wytrzymały był grzbiet. Wytrzymały ma być spód" - dodał.
Pytany o wnioski z katastrofy CASY pod Mirosławcem w 2008 r. Miller ocenił, że żaden nie został wdrożony w życie. "Niestety, wnioski były tylko na papierze" - powiedział. Wiele uwagi poświęcił kwestii szkolenia pilotów w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. "Jeśli chcemy zadbać o bezpieczeństwo naszych lotów, należy rygorystycznie przestrzegać procedur i regularnie szkolić lotników - także z lotów w trudnych warunkach" - powiedział.
Jego zdaniem, nie da się szkolić pilotów z zachowania w krytycznych warunkach bez symulatora. "Mówi się, że pilot musi się kilka razy +rozbić+ na symulatorze, by umieć się dobrze zachować w krytycznej chwili. Niestety, kilka lat temu zaniechano szkoleń na symulatorach, a wydaje się, że ćwiczenie na symulatorze w Moskwie jest lepsze niż obrażanie się, że symulator jest w Moskwie" - ocenił Miller, ale zarazem zauważył, że aby szkolenie było efektywne, specpułk musi być zorganizowany tak, aby był na to przewidziany czas. "Nie da się szkolić, gdy co chwilę ma się kolejny wylot" - dodał.
Informując senatorów o śledztwie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie ws. katastrofy smoleńskiej Parulski ujawnił, że kilka dni temu zwrócono się do strony rosyjskiej o możliwość przebadania we wrześniu przez polskich ekspertów wraku Tu-154M w Smoleńsku.
Jak powiedział, Polska chce, aby z udziałem naszych specjalistów dokonać oględzin wraku oraz urządzeń samolotowych, będących w dyspozycji rosyjskiego komitetu śledczego. "Nie było to możliwe przed uzyskaniem raportu komisji Millera oraz ekspertyzy firmy ATM dotyczącej polskiej czarnej skrzynki" - podkreślił naczelny prokurator wojskowy.
Jak dodał, polska prokuratura skompletowała zespół biegłych, którzy na potrzeby prokuratorskiego śledztwa przebadają wrak - niezależnie od badań komisji Millera, które dla prokuratury są zwykłym dowodem z dokumentu, nie zaś - ekspertyzą biegłego. Parulski powiedział, że prokuratura chciałaby, aby takie badania nastąpiły we wrześniu. Prokuratura chciałaby też przesłuchania kolejnych kilkunastu rosyjskich świadków, co miałoby nastąpić tak jak poprzednio - na terenie Federacji Rosyjskiej, przez rosyjskiego śledczego, z udziałem polskiego prokuratora. "Zakres przesłuchań będzie zależał od tego, kiedy i jakie dokumenty prześle nam strona rosyjska w ramach pomocy prawnej, o którą się zwróciliśmy" - dodał.
Parulski poinformował też, że obecnie prokuratura skupia się na weryfikacji procesu szkolenia w 36. specpułku - także w kontekście informacji udzielonej przez komisję Millera, że aktualne uprawnienia lotnicze z załogi Tu-154M miał tylko technik pokładowy.
Jak informował senatorów naczelny prokurator wojskowy, prowadzący śledztwo czekają na sześć istotnych opinii: trzy fonoskopijne od Instytutu Ekspertyz Sądowych, jedna dotyczy rejestratora dźwięku z Tu-154M, druga z polskiego Jaka-40, trzecia - nagrania z wieży w Smoleńsku. Trzy kolejne to: opinie genetyczne dot. identyfikacji ciał, opinia psychologiczna dotycząca sylwetek psychologicznych członków załogi samolotu oraz opinia z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji dotycząca nośników elektronicznych zabezpieczonych na Okęciu.
Gen. Parulski powiedział też PAP, że do WPO w Warszawie w ramach polsko-rosyjskiej pomocy prawnej właśnie trafiły cztery tomy akt rosyjskiego śledztwa. "Zawierają kolejne oględziny wraku dokonane przez rosyjskich specjalistów oraz wyniki prac polskiej grupy archeologów, którzy w zeszłym roku pracowali na terenie katastrofy" - poinformował.
W październiku zeszłego roku informowano, że polscy archeolodzy na miejscu katastrofy Tu-154M wydobyli i zabezpieczyli kilka tysięcy przedmiotów bezpośrednio związanych z rozbitą maszyną. Szef polskiej ekipy naukowców prof. Andrzej Buko mówił wtedy, że liczba drobnych elementów, jakie jeszcze skrywa ziemia, przekracza kilkadziesiąt tysięcy.
Formalnie, na mocy polsko-rosyjskiego porozumienia prokuratur, grupa polskich archeologów pracowała na rzecz rosyjskiego śledztwa - obecnie efekty ich prac drogą procesową trafią do polskiej prokuratury i będą mogły być dowodem w naszym śledztwie.
Parulski powiedział PAP, że prokuratura czeka na jeszcze jedną ważną przesyłkę z Moskwy, która zapowiedziała przekazanie nam sześciu tomów akt śledztwa, które mają zawierać ostatnią partię dokumentów dotyczących sekcji zwłok ofiar katastrofy. Według szefa NPW, do prokuratury nie wpłynęły jeszcze ani raport komisji Millera, ani "biała księga" badającego katastrofę parlamentarnego zespołu pod kierunkiem Antoniego Macierewicza (PiS). O oba te dokumenty prokuratura zwróciła się do ich wytwórców, aby je przeanalizować i uwzględnić w postępowaniu karnym.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.