Konkubinat wiąże się z ciężkim grzechem - cudzołóstwem i dla katolika jest nie do przyjęcia! Tytuł (zgodnie z treścią) powinien być Dlaczego nie! Czemu nie - podpowiada zgodę na grzech cudzołóstwa którego nie ma w treści filmu! Kościół głosi naukę Pana Jezusa, który bardzo wyraźnie mówi o grzechu cudzołóstwa - dlatego nie grzechowi cudzołóstwa!
Zawsze czuję rozczarowanie, kiedy zamiast tekstu do poczytania widzę wideo, którego muszę wysłuchać. Niestety, wideo wymaga więcej czasu. A gdyby był tekst, z zainteresowaniem bym przeczytał.
Oj! Ksiądz nie wie co to jest małżeństwo! Intymność, to nie jest tylko ciało. Intymność, to jest przede wszystkim duch. Jego odpowiedź na to pytanie, jest tak samo chybiona, jak samo pytanie. W mojej parafii był ksiądz (w latach sześćdziesiątych), który młodym spisującym protokół przedślubny zadawał pytanie:"Czy już się bliżej zapoznaliście?" Jeżeli powiedzieli że nie, to przerywał pisanie protokołu i odsyłał ich do domu z poleceniem, że mają przyjść, gdy się "bliżej zapoznają". Małżeństwo, to przede wszystkim miłość. Jeżeli jedna ze stron wykazuje choćby najmniejsze objawy egoizmu, to ona nie ma miłości oblubieńczej. Miłość oblubieńcza, przejawia się tym, że obdarzający się tą miłością pragną bez przerwy ze sobą być i nie ma w nich wobec siebie śladu egoizmu. Jeżeli tacy ze sobą współżyją płciowo, to automatycznie zawierają małżeństwo, które jest nierozerwalne! W innych przypadkach mamy do czynienia z cudzołóstwem. Czy obecnie ktoś tak przedstawia dzieciom i młodzieży małżeństwo? Nie! Obecnie wszyscy bredzą o seksie, który jest kopulacją dla przyjemności i nie ma nic wspólnego z miłością. Jest egoistycznym wykorzystywanie drugiej osoby! Kiedy w końcu sprawy małżeństwa i rodziny zaczniemy w Kościele traktować poważnie?!
Nadal trwają w egoizmie, jeśli ze sobą współżyją bez sakramentu małżeństwa - więc wzgardziwszy pomocą Bożą. To dopiero w sakramencie mogą rzeczywiście oddać sobie nawzajem wszystko i nieodwołalnie, łącznie ze swoją przyszłością, a Stwórca ich do tego uzdalnia i pomaga im w wytrwaniu. Konkubinat, choćby wydawał się najbardziej szczery i wierny, to nie jest oparcie się na Bogu, lecz jedynie na własnych, ludzkich siłach - czyli ostatecznie postawienie w centrum siebie, zamiast Boga; grzech.
Duch Święty jest duchem prawdy i Bóg jest w prawdzie. Egoizm jest to wynoszenie swoich pragnień i żądz ponad sprawiedliwość. Miłość oblubieńcza/ małżeńska jest darem Boga dla ludzi, jest miłością niebiańską, czyli taką samą jaka panuje w Niebie, jest święta, czyli jest doskonałym dobrem, jest fundamentem małżeństwa i rodziny, jest dawana dzieciom tylko wtedy, gdy ich rodzice żyją po Bożemu, tzn. wg Przykazań Bożych i gdy dzieci są wychowane w takim duchu i tak Stwórca uzdalnia. Cóż to da, że dwoje ludzi przyjdzie do kościoła aby zawrzeć małżeństwo, a nie ma do siebie miłości oblubieńczej?Przecież przyjdą nakłamać ludziom i księdzu, bo Pana Boga okłamać nie sposób. U Boga liczy się prawda, a nie formalności! W małżeństwie się nie trwa, tylko pragnie się żyć. Do kościoła idzie się zawierzyć Bogu swoje małżeństwo, ale zawierane jest przed Bogiem w prawdzie, na warunkach przez Niego ustanowionych. Na straży małżeństwa i rodziny stoi Szóste Przykazanie Boże: Nie cudzołóż! Cóż to jest to cudzołóstwo. Czy któryś ksiądz już to ludziom wytłumaczył? Gdy byłem dzieckiem i chodziłem na lekcje religii, to ksiądz powiedział nam prześmiewczo, że to znaczy, aby nie spać w cudzym łóżku i nikt z ludzi mi tego nie powiedział, ale teraz już wiem co to znaczy: Cudzołóstwem są wszelkie stosunki damsko-męskie pozamałżeńskie, a małżeństwem jest tylko i wyłącznie kobieta i mężczyzna złączeni miłością małżeńską, która jest czysta, czyli pierwsza i jedyna Inny seks jest nieczystością. Jest tak dlatego, aby rodzina była źródłem miłości dla dzieci i namiastką Nieba na ziemi.
Jeżeli nie obdarzają się wzajemnie miłością oblubieńczą, która jest czysta, czyli pierwsza i jedyna, a przychodzą przed ołtarz w kościele i przyrzekają sobie miłość małżeńską, to mówią nieprawdę!
Maluczki, chętnie bym się z Tobą zgodził... jakbym zrozumiał co mówisz. Bo odpowiedź Pawlukiewicza jest zadziwiająco zbieżna z Twoją - a Ty twierdzisz, że ksiądz nie ma racji. Jasne, że Ty używasz górnolotnych argumentów, a ksiądz nie - ale przecież mówicie to samo, stary...
Ksiądz mówi o samym zamieszkaniu i jego negatywach, natomiast samo zamieszkanie nie ma większego wpływu na małżeństwo. Mówił to nawet sam papież Franciszek. Jeżeli ci młodzi są prawdziwymi katolikami, to przed ślubem nie pójdą razem mieszkać, a jeżeli ich wiara jest słaba, to trzeba zadbać o jej wzmocnienie. Najważniejsze jest wychowanie dzieci do małżeństwa, bo jeżeli dzieci są wychowane do małżeństwa, to nie ma z nimi takich problemów. Księża zaniedbują swoje obowiązki w zakresie nauki religii, a potem gdy wychodzi prawda na wierzch, to nawołują do wytrwania. Wytrwanie jest potrzebne w dotrzymaniu uciążliwych zobowiązań, albo w sytuacjach przymusu. Małżeństwo to namiastka Nieba na ziemi, a jeżeli taką nie jest, to nie mamy do czynienia z małżeństwem, tylko z jakąś spółką egzystencjalno-seksualną.
Jeżeli warunkiem małżeństwa jest brak nawet szczypty egoizmu, bo tylko wtedy mamy do czynienia z miłością oblubieńczą, to nie ma małżeństw. A kto o sobie mówi, że w nim tej szczypty nie ma, ten się oszukuje. Miłość to proces, dochodzić do niej można wiele, wiele lat. Nieszlachetne (egoistyczne) początki nie stoją na przeszkodzie, by małżeństwo stało się oblubieńcze, chociaż to prawda, że im trudniejsze początki, tym szanse mniejsze. A co do opinii na temat seksu (także seksu "po katolicku") to zgoda.
"Jeżeli warunkiem małżeństwa jest brak nawet szczypty egoizmu, bo tylko wtedy mamy do czynienia z miłością oblubieńczą, to nie ma małżeństw." Jesteś w błędzie! Małżeństwa są, ale jest ich bardzo bardzo mało. Są jeszcze chyba jedynie na wsiach. Sam widzę jedno takie.
A ja małżeństw (oblubieńczych) widzę bardzo dużo, i to po przejściach. Koncepcja małżeństw oblubieńczych od pierwszego wejrzenia jest bardzo wymagająca w najlepszym rozumieniu tego słowa, staje się bezlitosna, bo nie daje szansy przemiany człowiekowi niedojrzałemu by dojrzał do tej Miłości. Powiedz, czy małżeństwo proroka Ozeasza z niewierną żoną było oblubieńcze czy nie? A miłość Chrystusa do oblubienicy-Kościoła, tak bardzo niewiernego, jest oblubieńcza czy nie?
Miłość oblubieńcza jest czysta, czyli pierwsza i jedyna. Ludzie są do niej zdolni od okresu dojrzewania do paru lat po nim. Dalej zdolność do miłości oblubieńczej zanika, ponieważ twardnieje ich "ja", co powoduje, że nie są już zdolni do wolności od wszelkiego egoizmu w stosunku do oblubieńca. Zdolność do miłości oblubieńczej posiadają jedynie młodzi ludzie wychowani w sprawiedliwości i bliskości duchowej matki, babci, lub innej opiekunki dziecka. Wszelka nieczystość (przygodne obcowanie) zabija zdolność do miłości oblubieńczej, ponieważ rozbudza w człowieku egoizm. Miłość oblubieńcza rozwija się stopniowo (nie od pierwszego wejrzenia, od pierwszego wejrzenia jest tylko popęd seksualny) w czasie bycia ze sobą przyszłych oblubieńców (spacery, wycieczki, teatr, kino, zabawa itd) i przynajmniej aprobaty drugiej osoby. Obecnie najczęściej występuje zjawisko suwaka, tak jak w ruchu drogowym. Osoba czysta zadaje się z osobą nie posiadającą już czystości i stopniowo następuje utrata czystości przez prawie całą młodzież i tym samym odebranie jej zdolności do miłości oblubieńczej, a więc możliwości zawarcia małżeństwa i potem księża muszą apelować o wytrwałość. Największymi ofiarami tego procederu jednak są dzieci tych cudzołożników, które nie mają szans na wychowanie dające zdolność do miłości oblubieńczej. Aby odwrócić obecny stan, trzeba ludziom przedstawić prawdę o małżeństwie i pouczyć ich jak mają wychować swoje dzieci, aby były zdolne do miłości oblubieńczej. Wymaga to udawania miłości, ale kobiety są zdolne do wszelkich udawań gdy tylko chcą, a więc jeżeli zechcą, to mogą to zrobić i uratować swoje dzieci.
"A miłość Chrystusa do oblubienicy-Kościoła, tak bardzo niewiernego, jest oblubieńcza czy nie? " A widziałeś już kiedyś "małżeństwo" w którym jedno ma miłość małżeńską, a drugie nie? Takich jest dosyć sporo.Gdy mężczyzna ma miłość, a kobieta nie, to mężczyzna jest pantoflarzem i choć kobieta nim pomiata, to on i tak jest przy niej. gdy jest na odwrót, mężczyzna po chamsku ją traktuje, a ona i tak jest przy nim. Kościół składa się z wielu osób i jedne odwzajemniają miłość Chrystusa, a inni nie, ale Chrystus wszystkich tak samo dalej kocha i czeka na ich powrót jak ojciec syna marnotrawnego.
Trzeba jeszcze koniecznie dodać jak miłość małżeńska wygląda w starości. Tacy małżonkowie dalej są dla siebie wszystkim na tym świecie, a ich miłość jest jeszcze wzmocniona latami wspólnego trudu, oddania i poświęcenia. Wzajemnie wypełniają całą potrzebę bycia razem z innymi, a gdy jeszcze ich dzieciom się powodzi, to są szczęśliwi, no i spokojnie schodzą z tego świata. Przykłady takie były już parę razy nawet na Gościu . Oczywiście aby takie małżeństwa i rodziny mogły zaistnieć, potrzebne są też sprzyjające temu warunki materialne, a te są owocem prowadzonej polityki. Jeżeli tą politykę prowadzą materialiści, to takich warunków nie ma i biedne dzieci, którym w takich warunkach przychodzi żyć.
Nie wartościując, mamy inne wiary. Bóg zakochał się w człowieku uprzedzająco, w tym związku którego niedoskonałym zadatkiem ma być małżeństwo jedna strona już kochała, gdy druga jeszcze nie kochała. Po to, by kogoś ukochać, sam musisz być wcześniej ukochany, by mieć co przekazać dalej (z tym nie zgadzał się Antony de Mello, bo uważał, że człowiek jest zdolny do Miłości sam z siebie i dlatego m.in. jego "Przebudzenie" weszlo na indeks). I tak może być i często jest w małżeństwie - jedno powołuje do Miłości drugie, które jeszcze nie umie kochać. Gdybym podzielił twoje przekonania, musiałbym uznać, że nawrócenie, a więc zdolność do ponownej Miłości po grzechu jest niemożliwe. Skoro zbawienie jest dostępne dla wszystkich, także grzeszników, nawet małżeństwa poczęte niedoskonale mają szanse. Dlatego Kościół mówi o możliwości "uważnienia" małżeństwa zawartego nieważnie (ale oczywiście, i z tej "procedury" można zrobić rytuał).
Doprecyzuję. Uderza mnie w twojej koncepcji straszny determinizm. Jak coś źle pójdzie chociaż raz, nie tylko tobie, ale twoim rodzicom, to już nie masz szans na miłość oblubieńczą. Chyba, że ... wytłumaczy się ludziom jak się sprawy mają. Czyli rozum jest u ciebie kluczowy. A gdzie łaska? Takie widzę konsekwencje twoich założeń. Rozumiem jednak twoje motywacje - zgadzam się, że nauka Kościoła o małżeństwie nie domyka się, jeszcze nie nabrała ostatecznego kształtu (ale czy kiedykolwiek tu na ziemi poznamy całą Prawdę/Tajemnicę?), więc w zastępstwie samozadowolonego z dotychczasowych "ustaleń" Kościoła próbujesz uzupełnić braki, ale jak to bywa, naciągniesz kołdrę z jednej strony, to odsłaniasz drugą. Takie poszukiwania mają jednak sens, więc chociaż nie zgadzam się z Tobą w istotnej części (ale są też punkty wspólne, jak np. o seksie) to jednak nie zniechęcam do prób zbliżania się do prawdy i chętnie słucham "eksperymentatorów". Czy poglądy, które reprezentujesz są Twoje czy też większej grupy? Czy gdzieś w internecie są jakieś szczegółowsze materiały na ten temat? Możesz podać link?
Są dwie miłości: Miłość ziemska, która jest aktem woli człowieka, a źródłem woli człowieka jest jego duch. Ta miłość polega na wybraniu dobrej woli w swoim postępowaniu, czyli kierowania się w swoich poczynaniach sprawiedliwością (Dekalogiem) i miłosierdziem, które jest dawaniem ze swojego potrzebującemu. Druga miłość, to miłość oblubieńcza/ małżeńska. Ta jest darem Boga dla człowieka, aby człowiek poczynał swoje życie w tej miłości swoich rodziców. Ta miłość jest czysta, czyli pierwsza i jedyna, bo to jest miłość niebiańska. Objawia się tym, że miłujące się tą miłością ludzie pragną bez przerwy ze sobą być, wzajemnie bez reszty są sobie oddani, jest pomiędzy nimi pełna szczerość, jednym słowem są ze sobą szczęśliwi.Jak już pisałem powyżej, tą miłością obdarzane są dzieci odpowiednio od urodzenia wychowywane i przygotowywane do dorosłego samodzielnego życia. Do takiej miłości ludzie są zdolni od czasu dojrzewania do paru lat po nim, potem ta zdolność zanika. Nie może więc być tak, że ktoś popełnił cudzołóstwo, potem się wyspowiadał i ma wszystko zresetowane. Taką miłość tu na ziemi człowiek może mieć tylko raz. Następstwa lekceważenia przez ludzi Szóstego przykazania Bożego, a więc przeciwko tej miłości są straszne. Wszelkie zło tego świata jest inspirowane przez ludzki egoizm, którego największym źródłem jest właśnie cudzołóstwo, bo wtedy człowiek poczyna swoje życie nie w miłości, tylko w egoizmie, a nawet odrzuceniu i już na progu swojego życia wpychany jest w egoizm, a dziecko, które nie odczuło bliskości osoby dorosłej, nie ma nawet pojęcia i nie zna miłości, więc w przyszłości nie może być do niej zdolny. To co tu reprezentuję, to nie są poglądy, to są twarde dowody z życia wzięte i jedynie do twardego życia jest link na ten temat. To jest mała część mojego poznania życia i dzielę się nim dlatego, aby ludzie sami zaczęli poznawać prawdę o otaczającym nas świecie i się nawracali do Boga, bo inaczej ten świat zginie czeluściach piekielnych, a zbawione będą tylko te pomordowane niewinne dzieci.
Dzięki. Pozostajemy przy swoim. Inspirujące to co piszesz, ale przyjmujesz bardzo arbitralne założenia kolidujące z innymi aspektami wiary Kościoła. Małżeństwo, nawet oblubieńcze nie jest wyizolowane od innych spraw, dla których takie jednostronne stawianie sprawy jak Ty to robisz wprowadza niespójność. Pzdr,
PS. Ja tych twardych dowodów nie widzę. Wręcz odwrotnie, widzę wiele dowodów na odwrotność Twoich poglądów. Ale może Bóg robi z Tobą Twoją drogę, dał ci takie doświadczenia, bo takie małżeństwo jest Twoim powołaniem. Mi dał inne, w którym jestem szczęśliwy. Może odstąpmy od uniwersalizowania swoich osobistych doświadczeń.
"Ja tych twardych dowodów nie widzę. " A dlaczego nie widzisz? Bo się ten temat nie wgłębiasz! To nie są tylko moje doświadczenia, to są również moje obserwacje otaczającego mnie świata. Dla ludzi mieszkających w mieście takie obserwowanie życia ludzi jest niemożliwe, poza tym w miastach króluje konsumpcjonizm,a katolicyzm jest tam już tylko jakimś folklorem. Ludzie mieszkający na wsi wiele lat tej samej, znają ludzi od pokoleń, znają ich zachowania i znają ich koleje losu, a to umożliwia widzenie tego. Jeżeli katolicy nie zrozumieją tego i jeszcze paru innych rzeczy, to pozostaną tylko takimi wołającymi "Panie Panie", ale sercem będą daleko od Boga i ten świat szybko pójdzie na zatratę. Kto wie, czy ten proces zatraty już nie wszedł w stadium nieodwracalne.
Ślub nie daje gwarancji intymności i nie sprawia, ıż nie będzie nieporozumień.Koleżanka córki 25 lat ,bardzo wierząca, po 2 latach malżeństwa wzięła rozwód.Wszyscy zachodzili w głowę co się stało? Może gdyby młodzi mieszkali razem przed ślubem do ślubu wogóle by nie doszło.....
Nikt dziewczyny nie przygotował do małżeństwa i może nawet nie powiedział jej co to jest. Typowy owoc nauk o małżeństwie, jakie głoszone są obecnie w Kościele
skąd wiesz? Byłeś tam? znasz ją? Towarzyszyłeś jej przez te dwa lata małżeństwa? Czy po prostu rzucasz jej swoim osądem w twarz? Łatwo siedzieć w fotelu i osądzać innych, nie?
Jej życie jest częścią ludzkiego żywota tu na tym świecie, gdy zna się ten żywot, to wie się takie rzeczy. Gdyby ona wiedziałaby co to jest małżeństwo i była do niego przygotowana, to albo nie szłaby z nim przed ołtarz, ba wcale by z nim nie chodziła, albo gdyby on odwzajemniał jej miłość oblubieńczą i był do małżeństwa przygotowany, to byliby szczęśliwym małżeństwem.
Dzisiaj "bardzo wierząca" niewiele znaczy, przynajmniej nie to, co kiedyś znaczyło. Dzisiaj znaczy tylko tyle, że wierzy, że należy do tzw. wspólnoty, że biega na różne spotkania i "uwielbienia". Ale nie ma to większego przełożenia na życie. Dzisiaj "duszpasterze" nie mówią już, że chrześcijaństwo to nie tylko wiara, to nie "wieczory uwielbienia" i egzaltacja religijna, ale wybory życiowe i przyjęcie krzyża, który się z nimi nieuchronnie wiąże. To jest moja obserwacja.
pogubione w sferach relacji damsko-męskich z moich doświadczeń były osoby właśnie ubogacone teoretycznie wiedza religijną, jednocześnie z deficytami rodzinnymi, które to ubogacenie wbijało w przeświadczenie, że wszystko wiedzą i tym śmielej odstawiali różne głupstwa, z drugiej strony osoby w ogóle z niekatolickich rodzin ale żyjących w rodzinach pełnych, wielodzietnych z praktyką o życiu bez pudła właściwie podejmowały decyzje życiowe bez ubogacania się taka wiedzą, tak że z pustego ani Salomon nie naleje, jak nie ma praktycznego dobrego przykładu z życia, to dokształcanie się dużo nie pomoże, ale niestety może również zaszkodzić
Gościu z 27.11.2016 10:30 A może gdyby młodzi mieszkali razem przed ślubem to do ślubu by nie doszło, bo by sie w tym konkubinacie zasiedzieli i w końcu doszli do wniosku, że ślub im niepotrzebny bo i tak niczego nie zmieni?
Gościu powyżej: cyt."Może gdyby młodzi mieszkali razem przed ślubem do ślubu w ogóle by nie doszło..... " Nie byłoby ślubu owszem, ale byłoby cudzołóstwo. Ale kto by się takimi ciemnogrodzkimi śmiesznostkami przejmował.... Co ? I co Ty na to ?
Bo odpowiedź Pawlukiewicza jest zadziwiająco zbieżna z Twoją - a Ty twierdzisz, że ksiądz nie ma racji. Jasne, że Ty używasz górnolotnych argumentów, a ksiądz nie - ale przecież mówicie to samo, stary...
"Jeżeli warunkiem małżeństwa jest brak nawet szczypty egoizmu, bo tylko wtedy mamy do czynienia z miłością oblubieńczą, to nie ma małżeństw." Jesteś w błędzie! Małżeństwa są, ale jest ich bardzo bardzo mało. Są jeszcze chyba jedynie na wsiach. Sam widzę jedno takie.
Łatwo siedzieć w fotelu i osądzać innych, nie?
A może gdyby młodzi mieszkali razem przed ślubem to do ślubu by nie doszło, bo by sie w tym konkubinacie zasiedzieli i w końcu doszli do wniosku, że ślub im niepotrzebny bo i tak niczego nie zmieni?