Mój ulubiony tekst to Przylecieli aniołkowie jak ptaszkowie z nieba i ten refren hejże, hejże Panie Jezu, hejże, hejże, hoc, hoc :D Miód w ucho normalnie
Dobra, ale to przecież pastorałka nie kolęda, uchodzi z biedą na wyjście. Ktoś to śpiewał np. na Ofiarowanie? Organista w sąsiedniej parafii na zakończenie mszy zaśpiewał kiedyś "Kaczkę pstrą" :)
Też lubię ciche msze, bo nie mogę śpiewać i faktycznie poziom bywa czasem słaby. Wystarczy mi śpiew części stałych. Jak nie ma pieśni, pojawiają się czytane przez celebransa piękne antyfony.
"Rozumiem teorię, że śpiew podkreśla rangę tekstu."
Ja nie rozumiem. Może za dużo muzyki wokół, ale śpiewanie raczej kojarzy mi się z rozrywką - relaksem, odczuciami estetycznymi, skandalami (muzyk nieskandalista? taki kariery nie zrobi). Tekst jest zazwyczaj sprawą poboczną. Stąd nie rozumiem, dlaczego czasem zamiast pomodlić się modlitwą choćby Ojcze nasz w tym momencie śpiewa się piosenkę.
Trochę przesada. Mam nadzieję, że ta sytuacja z piosenką zamiast Ojcze nasz - to nie na Mszy św? W każdym razie faktem jest, że uroczyste odśpiewanie np tekstu Ewangelii, albo Litanii do Wszystkich Świętych powinno właśnie wzmacniać odbiór tak wykonywanego tekstu. Treść uzyskuje dodatkowy walor estetyczny i może lepiej oddziaływać na emocje, sprawić, że na dłużej utkwi nam w pamięci/ w sercu. Ja tam osobiście lubię, jak w Wielką Sobotę ktoś to przyzwoicie zaśpiewa, natomiast jestem zdania, że lepiej porządnie przeczytać tekst niż szpetnie go wyśpiewać.
Na Mszy św. Tyle, że tą "piosenką" było Ojcze nasz. Po prostu ja śpiewanie kojarzę z piosenkami. Poważne teksty się wypowiada. Oczywiście, jak w każdej regule, także i tu są wyjątki - odśpiewane Te Deum czy Litania do Wszystkich Świętych faktycznie powoduje ciarki. Ale Ewangelia? W wersji śpiewanej nie daję rady skupić się na treści. Skoro śpiew podkreśla tekst: spotkał się Pan może ze śpiewaną przysięgą małżeńską?
"Matko Fatimska, módl się za nami, tyś jest róży kwiat. Do Ciebie woła "Jezus, Maryja" cały nędzny świat" - przepraszam szanownego Autora, ale gdzie słyszał to cudo? Na pielgrzymce, prawda? Ja tamże. W kościele nie.
Na pielgrzymce kiedy już pomału zaczynało brakować sił, jako że etap tego dnia był długi, dostaliśmy chyba głupawki ze zmęczenia - zaśpiewaliśmy w ten sposób Litanię Loretańską :) To dopiero brzmiało: "Duchu Święty Boże, zmiłuj się nad nami, Tyś jest róży kwiat, do Ciebie woła Jezus Maryja cały nędzny świat". Po kilku wezwaniach zmieniliśmy "nędzny świat" na "piękny", najwyraźniej się nam nastrój poprawił :)
Ja nie rozumiem. Może za dużo muzyki wokół, ale śpiewanie raczej kojarzy mi się z rozrywką - relaksem, odczuciami estetycznymi, skandalami (muzyk nieskandalista? taki kariery nie zrobi). Tekst jest zazwyczaj sprawą poboczną. Stąd nie rozumiem, dlaczego czasem zamiast pomodlić się modlitwą choćby Ojcze nasz w tym momencie śpiewa się piosenkę.
W każdym razie faktem jest, że uroczyste odśpiewanie np tekstu Ewangelii, albo Litanii do Wszystkich Świętych powinno właśnie wzmacniać odbiór tak wykonywanego tekstu. Treść uzyskuje dodatkowy walor estetyczny i może lepiej oddziaływać na emocje, sprawić, że na dłużej utkwi nam w pamięci/ w sercu. Ja tam osobiście lubię, jak w Wielką Sobotę ktoś to przyzwoicie zaśpiewa, natomiast jestem zdania, że lepiej porządnie przeczytać tekst niż szpetnie go wyśpiewać.
Oczywiście, jak w każdej regule, także i tu są wyjątki - odśpiewane Te Deum czy Litania do Wszystkich Świętych faktycznie powoduje ciarki. Ale Ewangelia? W wersji śpiewanej nie daję rady skupić się na treści.
Skoro śpiew podkreśla tekst: spotkał się Pan może ze śpiewaną przysięgą małżeńską?