W takich badaniach zawsze ciekawi mnie jedno – co jest przyczyną, a co skutkiem. Czy wiara w Boga naprowadza człowieka na właściwe ścieżki, co czyni człowieka normalnym, czy może działa to w ten sposób, że zrównoważeni ludzie prędzej czy później doceniają tradycyjne wartości, a tym odrobinę mniej zrównoważonym nie zawsze się to udaje. Wierzę, że pierwsza hipoteza jest zdecydowanie prawdziwa. Drugiej też nie wykluczam. Ojciec Święty Jan Paweł 2 w encyklice „Fides et ratio” wykładał, że poznanie Boga może się odbywać dzięki wierze oraz dzięki rozumowi. Obie te drogi są potrzebne, wartościowe i nie ma w nich sprzeczności.
Bardzo duże zaangażowanie religijne nie zawsze sprzyja długiemu i dostatniemu życiu. Dobrym przykładem są tutaj Hiob, apostołowie, Chrześcijanie pierwszych wieków, księża w czasie II WŚ, niektórzy księża za komuny np. Popiełuszko, dzisiejsi Chrześcijanie żyjący w państwach arabskich. To taka luźna uwaga dla tych, którzy religijność chcieli by widzieć jako formę terapii. To się nie zawsze opłaca.
Bez nauki byśmy byli jak ślepi we mgle - co chwilę odkrywa coś, co każdy wie. Toż już Marks (a moze Lenin?) twierdził, że religia to opium dla ludu, a wiadomo w jaki dobrostan psychiczny wprawia opium. Nie wiem, czy pogląd ten podtrzymują maszerujący przez instytucje neomarksiści-elgiebetyści, ale przypuszczam że też tak uważają. Dobrze jednak, że nauka i tę kwestię ostatecznie (czyli do czasu kolejnychh badań, które temu zaprzeczą) rozstrzynęła. Ja od razu się lepiej poczułem, wiedząc co i jak z tą religinoscią mam myśleć.
Wierzę, że pierwsza hipoteza jest zdecydowanie prawdziwa. Drugiej też nie wykluczam. Ojciec Święty Jan Paweł 2 w encyklice „Fides et ratio” wykładał, że poznanie Boga może się odbywać dzięki wierze oraz dzięki rozumowi. Obie te drogi są potrzebne, wartościowe i nie ma w nich sprzeczności.
Bardzo duże zaangażowanie religijne nie zawsze sprzyja długiemu i dostatniemu życiu. Dobrym przykładem są tutaj Hiob, apostołowie, Chrześcijanie pierwszych wieków, księża w czasie II WŚ, niektórzy księża za komuny np. Popiełuszko, dzisiejsi Chrześcijanie żyjący w państwach arabskich. To taka luźna uwaga dla tych, którzy religijność chcieli by widzieć jako formę terapii. To się nie zawsze opłaca.
Toż już Marks (a moze Lenin?) twierdził, że religia to opium dla ludu, a wiadomo w jaki dobrostan psychiczny wprawia opium. Nie wiem, czy pogląd ten podtrzymują maszerujący przez instytucje neomarksiści-elgiebetyści, ale przypuszczam że też tak uważają. Dobrze jednak, że nauka i tę kwestię ostatecznie (czyli do czasu kolejnychh badań, które temu zaprzeczą) rozstrzynęła. Ja od razu się lepiej poczułem, wiedząc co i jak z tą religinoscią mam myśleć.