Co powiedziałby terapeuta Kościołowi, gdyby on, jako pacjent, zawitał w jego gabinecie?
Andrzej Duda podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.
Filip Dębowski podpowiadał uczestnikom Festiwalu Kariery 2024, jak zadbać o higienę cyfrową.
Bardziej interesująca ze strony Grzegorza Strzelczyka - kapłana i teologa - byłaby odpowiedź na pytanie, czy zbawieni będą mieli także wolną wolę do czynienia zła i jak się to ma do twierdzeń doktrynalnych katolicyzmu.
Są tu trzy opcje odpowiedzi:
1. Jeśli zbawieni nie będą mieli wolnej woli, to twierdzenie o wolności woli jako podstawowym atrybucie definiującym człowieka należy ostatecznie wyrzucić do śmietnika.
2. Jeśli zbawieni będą mieli wolną wolę, a mimo to oni sami i ich otoczenie zostaną tak przemienieni, że nigdy już żadnego zła nie popełnią, to do śmietnika należy wrzucić twierdzenie o niemożności pogodzenia wolnej woli z gwarancją braku zła. W tym przypadku lwia część (być może nawet całość) moralnej odpowiedzialności za "upadek" pierwszych ludzi (i kolejne "upadki" aż do dziś) spada na... Boga, który nie zapewnił wolnej woli ludzi odpowiednich dla niej warunków działania (w konstrukcji samych ludzi i ich otoczeniu), tak jak ma je zapewnić wolnej woli zbawionych.
3. Jeśli zbawieni będą mieli wolną wolę i część z nich (a w dłuższej perspektywie może nawet wszyscy) będzie czasami grzeszyć, to uczyni to ze zbawienia człowieka historię upadku aniołów odgrywaną od początku.
Innych opcji brak. Nie wiem, która z nich została objawiona Grzegorzowi Strzelczykowi (czy też raczej którą sam wybiera), ale wszystkie one przynoszą potężne straty ideologii katolickiej (choć każda w inny sposób). Aby to przyznać, teolog, jego rozmówca oraz czytelnicy "Gościa Niedzielnego" musieliby oczywiście wpierw przestać wygodnie udawać przed sobą nawzajem, że nie widzą tego wielkiego słonia stojącego na samym środku ich saloniku...
Ładna metafora z tym szachistą - aż szkoda, że to tylko retoryka nic nie wnosząca do tematu. Bo nie ma sensu zastanawiać się ani nad trzema ani nad siedmioma kolejnymi ruchami, kiedy - jak wykazałem wyżej - katolicyzm tę konkretną partię szachów przegrywa w następnym ruchu. Oczywiście formalnie rzecz biorąc przegra ją dopiero wówczas, gdy przestanie w końcu bezpłodnie blokować szachownicę, pozorując refleksję, uparcie odmawiając przyznania porażki i czekając cudu...
Kwestia sprzeczności katolickich podań o wolnej woli z twierdzeniami soteriologicznymi jest tak przejrzysta i oczywista, że nie waham się zamknąć jej w paru akapitach.
Jeśli "protestancki" reżim w Gwatemali miałby świadczyć przeciwko protestantyzmowi, to o ileż bardziej dziesiątki reżimów "katolickich" świadczą przeciw katolicyzmowi...
Ja się jednak nad protestantyzmem litować nie będę - jak dla dla mnie, to jest on tylko w niektórych wyznaniach i w niektórych obszarach nieco mniej załgany i hardy od katolicyzmu. Skoro brak lepszych graczy, to ja wolę sobie te - pożal się Boże - zawody odpuścić zupełnie.
Wasz Bóg nie ma powodu do wstydu - jeśli istnieje, to sam odpowiada za wszystko, co wyprawiają jego uczniowie. To raczej zewnętrzni obserwatorzy, tacy jak ja, mają podstawy do odczuwania zażenowania na widok partactwa w przygotowaniu podopiecznych do startu przez ukrytego boskiego Mistrza...
Również pozdrawiam
Nie będą też święci pozbawieni wolnej woli przeto, że grzechy nie będą mogły pociągnąć ich ku sobie. Owszem, jeszcze wolniejsza będzie wola, nie krępowana rozkoszą grzeszenia aż do niezłomnego rozkoszowania się w niegrzeszeniu. Pierwotna bowiem wola, dana człowiekowi, gdy w sprawiedliwości stworzony został, mogła nie grzeszyć, lecz mogła i grzeszyć; owa zaś w niebie wolna wola tym będzie potężniejsza, że nie będzie mogła grzeszyć. Ale i to nie będzie pochodzić z mocy jej natury, lecz z daru Bożego. Bóg z natury swej nie może grzeszyć – uczestnik zaś Boga od niegoż otrzymuje to, iż grzeszyć nie może. Zachować zaś należało pewne stopniowanie w darach Bożych: naprzód więc dana była taka wola, że człowiek mógł nie grzeszyć, a w końcu dana będzie taka, że człowiek nie będzie mógł grzeszyć. Tamta pierwsza dana była dla uzyskania sobie zasługi, druga zaś przeznaczona była jako nagroda zasługi. Lecz ponieważ natura pierwsza, mogąc zgrzeszyć, zgrzeszyła, przeto obfitszą łaską uwalniana bywa, iżby dojść mogła do wolności takiej, w której by już grzeszyć nie można. Podobnie jak pierwsza nieśmiertelność, przez grzech Adamów postradana, na tym polegała, że mógł człowiek nie umrzeć, a druga nieśmiertelność, ostateczna taka jest, iż człowiek nie może umrzeć – tak samo też i wolna wola: pierwsza mogła nie grzeszyć, ostateczna nie może grzeszyć. Zarówno bowiem nieutratna będzie wola pobożności i prawości, jak nieutratna będzie wola szczęśliwości […] Czyż, zaprawdę, sam Bóg przez to, że grzeszyć nie może, nie posiada już wolnej woli? [przeł. W. Kubicki, Kęty: Antyk 1998, s. 964–965).
Podjęcia wymaga jeszcze kwestia "zasługi", poruszana przez Augustyna. Otóż dzieci zmarłe po chrzcie (a od niedawna nawet te zmarłe przed chrztem) otrzymują zbawienie (a wraz z nim wolną wolę nie mogącą czynić zła, jak przyjmuje Augustyn) bez konieczności czynienia zasług przy użyciu wadliwej wersji wolnej woli. Ponadto jest całkiem prawdopodobne, że ludzie, którzy umierają bez odpowiedniej liczby zasług (albo bez odpowiedniej proporcji zasług do przewin) i zostają przeto potępieni, mogliby z własnej wadliwej woli odmienić swój los, gdyby dane było im dłużej żyć i/lub gdyby postawić na ich drodze innych ludzi i inne warunki działania. Przed wolną wolą tych nieszczęśników Bóg albo stawia nieodpowiednich ludzi i warunki, albo pozostawia tę rzecz przypadkowi i nie jest zainteresowany ich losem i wiecznym szczęściem. Generalnie: boska "polityka zbawcza" jest uznaniowa i dyskryminacyjna, a "zasługi" są w niej tylko pojęciem-wytrychem stawianym niezasłużenie na honorowym miejscu.
Podsumowując: Augustyn może i rozwiązał problem wolnej woli i nieczynienia zła (ja zresztą nie widziałem w tym nigdy problemu...), ale nawet nie tknął w ten sposób kwestii etycznych obciążających bezpośrednio Boga przy takim ujęciu.
Definicja wyrażenia paradoks odwołuje się do logiki i sprzecznych wniosków. Wystarczy zmienić zasady logiki żeby paradoks stracił magię swojej mocy. Czy trzy może być to samo co jeden? U ludzi to niemożliwe. U niektórych, zwłaszcza u tych którzy za boga uznali swoją ukochaną logikę. Czy dwoje może nie być już dwojgiem tylko jednym? Według matematycznej logiki to niemożliwe. W pewnym sensie. Dwa to nie to samo co jeden, jednak jeden dodać jeden daje wynik dwa, a dwa to nie dwie liczby a jedna. Starożytni Żydzi uwielbiali obrazowe paradoksy. Możliwe, że wyrażali w ten sposób swoją tęsknotę za światem zdecydowanie większym, rozleglejszym, bogatszym, barwniejszym, niż ten poznawalny przez nich doświadczalnie i … logicznie. Bóg pozwala się człowiekowi, rodzajowi ludzkiemu, rozwijać. Zdumiewa mnie prosta przecież myśl związana tylko i wyłącznie z usunięciem bariery czasu (ludzkiej bariery). Wyobrażam sobie jak siedzę pośród współczesnych Jezusowi i próbuje nieudolnie opowiadać im o „moich czasach”. Mówię im więc, że moje oczy i uszy mogą jakby być w całkiem innej części świata niż ja. To oczywiście przenośnia, ale jak inaczej wytłumaczyć im, że mam na oczach okulary vr oraz słuchawki i oglądam internetowy lub satelitarny telewizyjny przekaz z Amazonii lub z lądowania na Księżycu? Czy można być „jakby” w dwóch miejscach jednocześnie? Czy można widzieć z bliska coś, co znajduje się tysiące kilometrów dalej albo w odległej kosmicznej dali? Oczywiście uznają mnie za niepełnosprawnego umysłowo nawet jeśli zastrzegłem, że „jakby”. Co i jak im wytłumaczyć, jeśli nie mam za dużo czasu? Japońską ultra szybką kolej, smartfona, telewizor, amfibię, prom kosmiczny? Może teleskop Hubble’a opisać jako coś podobnego do oka patrzącego w najodleglejsze gwiazdy. Uwierzą? Ja nie przeniosłem się w inny świat. Mogę stanąć dokładnie w tym samym miejscu Ziemi co oni i dotknąć być może tych samych kamieni. O jakże niewyobrażalnie trudno jest nam spojrzeć w nieco odleglejszą przyszłość, niż koniec własnego nosa.
Kwestia wolnej woli jest kwestią abstrakcyjnych pojęć umownych i teorii. Wolność i wola to jedynie szerokie definicje( i to wcale nie jednoznaczne) z których nietrudno utkać bałagan sądu w sensie logicznym. Świat, który mam na myśli będzie raczej dużo prostszy niż bardziej skomplikowany od tego który znam teraz.
Podobieństwo to nie tożsamość. Podobne nie oznacza identyczne. Koń jest zasadniczo podobny do słonia ale słoniem nie jest. Niemowlę jest może i łudząco podobne do dorosłego człowieka, jest pod względem fizycznym zbudowane identycznie, ma identyczne wszystkie organy, serce, układy, mózg. Wszystko w nim funkcjonuje bardzo podobnie jak u dorosłego osobnika. Pojawia się jednak kilka ważnych „ale”, związanych właśnie z tym że „podobne” (nawet bardzo) to jednak nie takie samo. Jak to było w reklamie: „prawie jak” stanowi ogromną różnicę.
Kamień i góra są podobne. Podobnie ziarnko piasku i pustynia. Podobieństwo jest tylko skala jest inna.
P.S Mam nadzieję, że nie o to pytałeś.
Tu pojawia się pytanie czy doświadczyłeś w życiu miłości, czy tylko o niej teoretyzujesz. A jeśli doświadczyłeś to jakiej. Bo Twoje doświadczenia miłości mogą być zupełnie inne niż moje choć w teorii będziemy mówili o tym samym słowie. Czy dziecko w łonie matki i matkę łączy miłość i czy jest ona wyłącznie jednostronna? Dziecko w łonie matki to taki trochę dziwny, nietypowy ale bardzo realny i logicznie udowodniony stan. Czy dziecko nie kocha swojej matki bo nie ma jeszcze w pełni wykształconej samoświadomości, czy też może kocha ją na zasadzie egoistycznej bo trudno jest nie kochać części samego siebie. W tym stanie matka jest częścią dziecka, a dziecko częścią matki nawet w sensie biologicznym i fizycznym i nie mam żadnych podstaw aby sądzić że w emocjonalnym jest inaczej.Trochę ten stan mija się z logiką matematyczną bo tu jedno jest dwojgiem abo dwoje w jednym. Zaprzeczyć temu jednak się nie da a i paradoksu nikt za bardzo się tu nie doszukuje. Inne sprawy zrozumieć czasami jest trudniej. Ja to całkowicie rozumie. Świat z którego na siłę wyrzucasz w swoim umyśle Boga będzie światem bez Boga. Na szczęście tylko dla tego kto tego chce. Tu znaczenie "woli" jest znacznie uproszczone bo oznacza jedynie wybór.
Bóg dał człowiekowi rozum pewnie i po to aby człowiek mógł rozumnie podchodzić do swojej niedoskonałości. Aby mógł rozumnie przyjąć, że jest margines tajemnicy której nigdy nie pojmie i margines ludzkich możliwości, których nigdy nie przekroczy.
No tak.
:)
:)
:)
Nie mam pojęcia pod jaki model dopasowuje się pojęcia wolnej woli u aniołów, ale angelologia katolicka mówi, że wybór aniołów był jednorazowy, raz wybierając Boga nie mogą już go odrzucić, bo go poznali. Podobnie z upadłymi aniołami, które raz odrzuciły Boga i nie są w stanie wrócić. Przeczy to wolnej woli jako takiej.
Z resztą w podobny sposób tłumaczy się dogmat o Niepokalanym Poczęciu, na mocy którego Maria była uzdolniona by zawsze wybierać dobro. Nie mogąc wybrać zła nie miała wolnej woli. Inna sprawa, że koncepcja wolności od grzechu pierworodnego jest trochę dziurawa, bo będąc wolną od skutków grzechu Maria byłaby z natury nieśmiertelna, wolna od chorób i starości. Ewangelia mówi też, że próbowała odwieść Jezusa od misji głoszenia, a to chyba trudno nazwać wybieraniem dobra.
Nie studiowałem takiej specjalizacji. Nie wiem też, czy aniołowie nie mogą czy nie chcą odrzucić Boga. Nie wiem z prostej przyczyny, nie rozmawiałem bezpośrednio z żadnym z Aniołów na ten temat. Zresztą rzecz nie idzie o moje kontakty z aniołami. Skupmy się więc na mnie i na moje woli, nie wiem czy wolnej w twoim rozumieniu. Raz wybrałem żonę i nie chcę jej odrzucić. Chwilowo przez wiele lat to mi się udaje. Znam jednak takich którzy początkowo nie chcą, jednak po czasie zmieniają zdanie. Pytanie kto ma bardziej wolną wolę, ja czy oni? Lub inaczej czyja wola jest bardziej wolna. Ta moja rzeczywiście wydaje się nieco zniewolona, robi bowiem tylko to co ja "chcę". Oni z pewnego punktu widzenia również mają bardzo silną wolną wolę - tak silną, że ta wola robi z nimi to co chce. Raz każe im rozbić coś, wybrać kogoś, powiedzieć aż po grób. Innym razem zmusza ich aby powiedzieć zmieniam zdanie, wybieram kogoś innego i niekoniecznie aż po grób.
Mam jedynie nadzieję, że odrobiłeś wreszcie lekcje i dowiedziałeś się już, że wolna wola jest terminem wokół definicji którego budowane są różne teorie kształtujące pogląd czym owa "wolna wola" jest; kiedy jest a kiedy jej nie ma. Inna sprawa, a może wciąż ta sama, to fakt, że rozpatrując angelologię (jak to pięknie ująłeś) nie zapominasz chyba że mówimy o bytach, o naturze których snujemy tylko przypuszczenia i domniemania. Prawda? Przytoczysz jakiś konkretny kościelny dogmat w tej kwestii? Czy będziesz się w kółko babrał w poszukiwaniach domniemanych kontrowersji i paradoksów? Zaczynasz mnie bowiem śmieszyć tak bardzo, że wzorem innych tracę ochotę na dyskusje z Tobą. Na prostowanie bzdur, które próbujesz rozgłaszać ochoty nie stracę. I wybacz że nie będę dawał się wciągać w ciągłe dygresje i zmiany tematów. Oceniałem twój poziom jako dyskutanta nieco wyżej. Szkoda, że na wyrost.
Co do "lekcji", wolna wola w katolicyzmie rozumiana jest jako możliwość swobodnego wyboru dobra i zła. Umówmy się, że odrzucimy wszystkie pozostałe koncepcje, zostawimy ten klasyczny.
Co do Twojego przykładu z żoną, masz wolną wolę, bo możesz w każdej chwili zadecydować, czy chcesz nadal by w małżeństwie, czy na przykład pewnego dnia zostać piratem i wyruszyć w rejs. Chcesz pozostać z żoną i pozostajesz. Ale mógłbyś nie chcieć. Albo mógłbyś chcieć opuścić zonę, ale przy niej zostaniesz, bo Twoje "chcenie" Cię nie ogranicza.
A co do angelologii, to gałąź teologii. Podobnie jak mariologia.
Jak według księdza będzie wyglądało ciało zmarłej koleżanki po zmartwychwstaniu? Bardzo proszę o odpowiedź. Jeśli nie tu, to łatwo znaleźć mnie można na fb.
Katolik K, śmierć na krzyżu nie wynika z zaprzeczenia egoizmu, ale z wypełnienia własnego zobowiązania. "Karą za grzech jest śmierć", Bóg więc sam siebie skazuje na śmierć, bo tak sobie "wymyślił".