"Odnowa Kościoła (...) zależy od rodzin". Nieźle wykombinowane, bo ja zawsze myślałem, że tak jak ryba (Kościół) psuje sie od głowy (patrz zepsucie duchwieństwa, o czym głośno jest ostatnio), to tak samo od głowy powinna się uzdrawiać. Duchowieństwo ma świecić przykladem i świętością i ciągnąć nas w górę, bo takie jest jego powołanie a nie na odwrót. W moim odczuciu od dłuższego już czasu dostajemy "z góry" taki komunikat: "na nas, duchownych, już nie liczcie, my nie będziemy odnawiać Kościoła, uświecać się i prowadzić was do świętości. Sami musicie to sobie załatwić."
Nie spotkałem trwałego domu wybudowanego bez fundamentów (bez zakotwiczenia w terenie) Dla rodzin chcących uznawać sie za katolickie fundamentem zawsze jest małżeństwo (sakramentalne). A o tym w czasach politycznej poprawności w Kościele jakoś sie już nie mówi.