Przeciwciała wytworzyło kilka razy mniej Szwedów niż zakładano. Ale ostatecznej oceny strategii walki z epidemią będzie można dokonać najwcześniej za rok.
Szwedzi w przeciwieństwie do innych europejskich krajów przyjęły strategię walki z epidemią COVID-19 poprzez tzw. kontrolowane rozprzestrzenianie się wirusa, dzięki czemu społeczeństwo miało w krótkim czasie uzyskać tzw. odporność stadną. W tym kraju nie wprowadzono tzw. lockdownu, czyli całkowitego zamrożenia życia społeczno-gospodarczego, jaki znamy z innych państw, choćby z Polski. Wg założeń szwedzkich epidemiologów w maju ok 40 proc. mieszkańców Sztokholmu miało już mieć przeciwciała po przechorowaniu COVID-19.
Skuteczność strategii przyjętej w tym skandynawskim kraju przeanalizowali brytyjscy naukowcy. Rzeczywiste efekty na ten moment są bardzo dalekie od prognozowanych. Do lipca w stolicy Szwecji przeciwciała ma zaledwie około 15 proc. mieszkańców. Na prowincji zdecydowanie mniej. Według badań osoby, które przeszły ciężką postać choroby nabywają przeciwciała w środkowej fazie infekcji i na początku etapu zdrowienia. U osób z lekkim przebiegiem COVID-19 lub nosicieli bezobjawowych przeciwciała występują sporadycznie. Droga do odporności stadnej Szwedów jest więc bardzo daleka.
Równocześnie w Szwecji notuje się wyraźnie więcej zakażeń, hospitalizacji i zgonów w porównaniu do krajów ościennych, które wprowadziły restrykcje na początku epidemii.
Autorzy opublikowanej w „Journal of the Royal Society of Medicine” publikacji przestrzegają jednak przed definitywnie negatywną oceną drogi, jaką poszła Szwecja. Na ostateczne wnioski przyjdzie czas dopiero po roku - dwóch latach, gdy na pandemię będziemy mogli spojrzeć bardziej całościowo.
Przed odmówieniem modlitwy Anioł Pański Papież nawiązał także do „brutalnych ataków” na Ukrainie.
Msza św. celebrowana na Placu św. Piotra stanowiła zwieńczenie Jubileuszu duchowości maryjnej.