Okołogrzybowe jesienne zaskoczenia

Maria Sołowiej Maria Sołowiej

publikacja 11.10.2025 08:00

Może tak w przyszłości będzie wyglądać grzybobranie? Niektórzy twierdzą, że tak bezpieczniej.

Przyjechali do Pewli Ślemieńskiej we wrześniu na tydzień. Iwona po trzydziestu mniej więcej latach, Mirek tu jeszcze nie był. Mają ochotę wybrać się na grzyby, więc oprócz tego, gdzie co włączyć i wyłączyć i u kogo klucz zostawić, pokazuję im, gdzie grzyby zbierać. W tych tu zagajniczkach, a może „nad Gienkiem.” Mirek macha ręką.  Najlepiej pojechać dalej prosto, skręcić przed kościołem, zatrzymać się koło cmentarza i w górę. Zaskoczenie. Faktycznie, ostatnio tam grzybiarzy najwięcej. Grzybów podobno też. Skąd Mirek to wie? Poczta pantoflowa? Raczej internet - krynica wprawdzie wiedzy wszelakiej, ale żeby akurat o tym skrawku gór i o tym, co tu znaleźć można? 

Po dwóch dniach Iwona melduje, że grzybów tyle, co na lekarstwo. Parę prawdziwków. Rudy Rydz owszem – restauracja o tej nazwie w sąsiedniej Pewli Małej. Może i dobrze. Nie ugrzęźli na grzybach. Zajrzeli do Korbielowa, Żywca, na Górę Żar. Na Mosorny Groń w Zawoi też, po drodze nie mijając karczmy „Rzym” w Suchej Beskidzkiej. 

Kiedy wybraliśmy się do Pewli ze znajomymi nieco później, po deszczach i jesiennych chłodach, byliśmy przekonani, że teraz  grzyby pojawią się na pewno. Podobno były i jakoś tak zniknęły. Nie całkiem, ale po dłuuugim łażeniu starczyło ledwie na śniadanie i parę słoiczków marynaty. 
Warto było jeszcze wyskoczyć na drugą stronę, tam gdzie trafiają się rydze i podobne do nich mleczaje świerkowe, ale – tu znów zaskoczenie. Gdzie ta zapowiadana od dłuższego czasu złota jesień? Miało być słonecznie  jak nie dziś,  to jutro, a po niedzieli na mur beton. W deszczu po lesie da się chodzić i owszem, ale mokra trawa, błoto i do tego – jak to w górach – stromo, co grozi poślizgiem i malowniczym upadkiem, szczególnie na stare lata…

Wracamy po tygodniu. Zatrzymujemy się w lesie, gdzieś na pograniczu Mikołowa i Katowic. Aut sporo, grzybiarze, spacerowicze. No, tu chyba już wszystkie grzyby sprzątnięte. Z nawyku wyciągamy jednak jakąś torbę i toczymy wzrokiem po ziemi. Zaskoczenie, tym razem przyjemne. Jest trochę podgrzybków, kilka prawdziwków. Najwięcej w pobliżu parkingu, bo tam grzybiarze chyba się nie rozglądali. Pół godzinki, a starczy i na śniadanie, i na sosik. 

Po dwóch dniach trafia mi się – rzadki, bo nie jestem pełnoetatową babcią – dyżur u wnuczek. Odbieram młodszą z przedszkola. Grupa Dinusie. Brr, gady. Przypomina mi się artykuł Marka Szołtyska „Smok to diabeł?” z ostatniego numeru „Historii Kościoła” „Gościa Niedzielnego”. Pogoda tym razem niezła, więc może jeszcze spacer? Plac zabaw, a może las? „  Las, las” – cieszy się Ala. Hmm, dla starszej wnuczki las to ostatnia możliwa opcja. Jak różne są dzieci, jak różni ludzie…

Na obrzeżu lasu sporo butelek i innych śmieci. „O, nie, las to nie śmietnik!” – powtarza Ala energicznie. Pewnie nauczyła się tego hasła w przedszkolu. A ci, którzy śmiecą? Może nie chodzili do przedszkola. Ala nie trzyma się szerokich dróg. Odważnie wchodzi w las. Zbiera liście. Las obok blokowiska dobrze schodzony, ale jest trochę niepozornych podgrzybków złotawych. Jakoś udaje się wytłumaczyć Ali, że tych całkiem malusich grzybków nie zbieramy, a te na oko najładniejsze są niestety bardzo gorzkie i przez to do niczego.

Pod lasem na trawie zaskakuje nas jeszcze całe poletko czernidłaka kołpakowatego. No to czas do domu. Starsza wnuczka wybiera się na podwórko, pod trzepak, a może trochę dalej… Po powrocie zaskoczenie. Też urządziła sobie grzybobranie. Smartfonem. Sprawdziła z koleżanką, że czernidłak to naprawdę czernidłak i jeszcze inne okazy zidentyfikowała z tych, co na trawnikach rosną. Może tak w przyszłości będzie wyglądać grzybobranie? Będziemy kolekcjonować grzyby w telefonie. Niektórzy twierdzą, że tak bezpieczniej. 

 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..