Jeśli wymogów Bożego prawa nie odnosimy do wszystkich wymiarów naszego życia, jacy z nas chrześcijanie?
W programy inwestycyjne wkładamy wiele. Rozrasta się tkanka zewnętrzności. Duch nie może się przez to przebić. A kolejne pokolenia małych, lamentujących dzieci, wracają do pustych mieszkań.
Ludzie nie oczekują superbohaterów. Czekają na ludzi, którzy pomogą im odzyskać nadzieję i godność. Także tę godność, która wyraża się w możliwości współtworzenia.
Rozeznanie jest możliwe wówczas, gdy mamy różnorodność, pozwalającą wybierać. W przeciwnym wypadku ocieramy się już nie o jedność, ale o pokusę mylenia „jedności z jednorodnością”.
Nasza wiara domaga się od nas przekraczania naszych granic. Nie tylko tych państwowych.
„Potrzebuje cię Chrystus, by miłować” – śpiewaliśmy kiedyś. I nic tu się nie zmieniło.
Kościół zdeterminowany, by podążać drogą ekumenizmu, Kościół podejmujący działania mające przeciwdziałać poczuciu obcości i lękowi, bardzo mi się podoba.
Mówi nam to coś?
Co doradzić człowiekowi, gdy wiadomo, że cały czas pozostaje w konflikcie z normą? Rodzi się wielka potrzeba nauczenia świeckich rozeznawania, i to rozeznawania w duchu Amoris Laetitia.
Co mamy do zrobienia, aby poziom „moralnej entropii” nie narastał? Cóż, na samo zło wpływ mamy niewielki. Ale na wierność dobru i na poziom energii dobra wpływ musimy odzyskać.